Minęła osiemnasta, a bramki jednego z klubów otworzyły się. Zaczął się krzyk, płacz i panika, a on znał to jedynie z opowieści. Do dzisiaj. Stał w cieniu przy bocznym wyjściu w kapturze na głowie. Szary dym unosił się wokół jego drobnego ciała, a umysł już lekko zmącony alkoholem, rejestrował każdy jeden ruch jego fanek. Przyszły tu dla zespołu, a ich ulubiony wokalista po raz kolejny miał wyjść na scenę pijany.
Poprawił swój makijaż i standardowo
już upił łyk wina. Oszczędzał je jak tylko mógł, bo tylko ta butelka mu została.
Dwie już wypił wcześniej, ale nie mógł się powstrzymać. W takich chwilach jak
ta, kiedy wyrzuty sumienia wracały, w jego myślach dudnił głos Marii. Przymknął
boleśnie powieki i ponownie się napił. Chciał zapomnieć, chciał jak najszybciej
zapomnieć o tym, jak żałosny był w swoim postępowaniu. Przybrał jeden ze swoich
świetnie wyuczonych uśmiechów i podążył w kierunku wyjścia na scenę, na której
za chwilę miał stanąć.
I wtedy zgasły światła.
Stał z mikrofonem w ręku,
a tłum skandował nazwę zespołu i ich imiona coraz głośniej i głośniej. Uśmiechał się, choć
tak naprawdę miał ochotę zaszyć się w swoim apartamencie i spić się do
upadłego. Odkąd zostawił Marię, miłość swojego życia, nie wiedział, co u niej,
nie widział jej, a jedyną formą kontaktu z nią były głuche telefony, które po
jakimś czasie przestała odbierać.
- Jak się
dzisiaj macie? – Krzyknął do publiczności, zrzucając z siebie skórzaną kurtkę,
a fanki zaczęły wariować jeszcze bardziej. – Mam nadzieję, że dobrze się
bawicie? – Oblizał seksownie wargi i przesunął wzorkiem po
publiczności. W pewnej chwili zamarł i zamrugał kilkakrotnie.
To nie może być prawda.
Ponownie spojrzał w tamto miejsce, a mikrofon wypadł mu z ręki. Stał tam, nie wiedząc, co ze sobą zrobić, dopóki ktoś z ekipy nie zgarnął go za kulisy. Pozostała trójka muzyków nie wiedziała, o co chodzi. Georg i Tom wymienili porozumiewawcze spojrzenia, kiedy jeden z nich dostrzegł na widowni charakterystyczną blond czuprynę.
To nie może być prawda.
Ponownie spojrzał w tamto miejsce, a mikrofon wypadł mu z ręki. Stał tam, nie wiedząc, co ze sobą zrobić, dopóki ktoś z ekipy nie zgarnął go za kulisy. Pozostała trójka muzyków nie wiedziała, o co chodzi. Georg i Tom wymienili porozumiewawcze spojrzenia, kiedy jeden z nich dostrzegł na widowni charakterystyczną blond czuprynę.
- Co Ty odwalasz,
Kaulitz?! – Podniesiony i podenerwowany ton głosu Shiro Gutzie wypełnił
pomieszczenie, a on na moment zapomniał, jak powinno się oddychać. – Myślisz,
że możesz zachowywać się jak ci się żywnie podoba?!
- Widziałem ją…
Stała tam, rozumiesz, stała! – Krzyknął w kierunku menagera, a w jego oczach
pojawiły się łzy. – Idź po nią, proszę. – Szepnął łamiącym się głosem, osuwając
się wzdłuż ściany.
Miał ochotę krzyczeć. Sam nie
wiedział, czy z radości, czy wręcz przeciwnie. Przez półtora miesiąca nie dawał jej
znaku życia, a ona pojawiła się tutaj. Pojawiła się nie ze względu na muzykę,
dobrą zabawę, ale przyszła tutaj dla niego. Czuł się doszczętnie wypalony, ale
zasługiwał na to. Za każdym razem, kiedy przypominał sobie, jakim egoistą się
okazał, miał ochotę zrobić sobie fizyczną krzywdę. Chciał w jakimś stopniu
odpokutować, a opcja bólu bardzo mu odpowiadała. Och, gdyby tylko wiedział, co Maria przechodziła bez niego… Gdyby tylko
wiedział.
*
Do ostatnich minut przed
rozpoczęciem koncertu myślała, czy decyzja, którą podjęła jest słuszna. W końcu
zostawił ją… Wybiegł z jej mieszkania bez słowa, kiedy dowiedział się o ciąży.
Nie sądziła, że tak łatwo uda jej się dopchnąć do pierwszego rzędu. Była
szalona w swoim postępowaniu, bo która normalna kobieta w stanie błogosławionym
idzie na koncert, gdzie wiek publiczności waha się od piętnastu do góra
dwudziestu kilku lat? Olivia na wieść o jej genialnym pomyśle popukała się w
czoło, ale zgodziła się jechać z nią na ten koncert. Ze swoją zaborczością i
instynktem przywódczym szybko ustawiła sobie kilka dziewczyn, które bez słowa
sprzeciwu, zrobiły im miejsce naprzeciwko sceny.
Koncert miał zacząć się za kilka
minut, a widownia już skandowała imiona poszczególnych członków zespołu, choć
to imię, przez którego wylała hektolitry łez, najgłośniej rozchodziło się po klubowej sali. Przeszedł ją mocny dreszcz, kiedy ostre światła rozbłysły, a na scenę
wybiegł Tom z gitarą. Chwilę potem na scenie pojawił się Georg, a Gustav
siedzący za perkusją, wyjawił się z ciemności. Muzyka rozbrzmiała w jej uszach,
a tłum fanek napierał na barierki. Trzymała się ich mocno, choć Olivia dość
dobrze chroniła ją przed zbędnym uciskiem. Przymknęła na chwilę powieki, a
kiedy je otworzyła, ujrzała go. Badawczym wzrokiem zmierzyła go od góry do
dołu, a jej uwadze nie umknął fakt, że Wokalista ledwo stał na nogach. Mogła tylko
gdybać, co było powodem takiego zachowania. Bill nigdy nie stronił od alkoholu,
ale przeczuwała, że w ostatnim czasie miał z nim większy problem.
Na dźwięk jego głosu coś mocniej
ścisnęło ją w żołądku, choć po chwili ten nieprzyjemny skurcz zamienił się w
masę fajerwerków. Pierwsze akordy gitary wprawiły tłum w jeszcze większą
ekstazę, a Bill przejechał swoim zamglonym spojrzeniem i zatrzymał się
centralnie na niej. To działo się tak szybko, że nawet nie zauważyła, kiedy
ktoś zgarnął Billa za kulisy. Tom nerwowo spoglądał na Georga, a ten wzruszał
ramionami. Uwadze fanek jednak nie umknęło, że chłopak spoglądał właśnie na nią.
Uśmiechnęła się głupio, kiedy poczuła masę wpatrzonych w nią oczu. Nie
wiedziała, czy wycofać się z tłumu, czy czekać na dalszą część show. Ktoś
rozważniejszy pomyślał za nią i już po chwili szła za rosłym mężczyzną w
koszulce z napisem ochrona, ciągnąc
za sobą Olivię.
Przemierzali długi i ciemny
korytarz, na którego końcu znajdowało się małe pomieszczenie, opisane jedynie
nazwą zespołu. Kilka kroków przed uchylonymi drzwiami poczuła ten
charakterystyczny zapach perfum bois d’argent. Tak właśnie pachniał Kaulitz –
cyprysem, irysem, wanilią, miodem czy piżmem. Mieszanka wybuchowa, którą niegdyś uwielbiała czuć.
- Zostawcie nas
samych… – Zachrypnięty głos Billa dobiegł jej uszu, a dwóch dobrze zbudowanych
ochroniarzy wraz z Olivią wyszło, zamykając za sobą drzwi.
Wokalista podniósł na nią swoje mokre
spojrzenie, a starannie wykonany makijaż sceniczny spływał po jego policzkach,
tworząc nieestetyczne plamy i smugi. Nie krył swoich łez, ona zresztą też tego
nie robiła. Stali naprzeciwko siebie, nie mogą wydusić ani jednego słowa. Rozważał
paść na kolana i błagać o wybaczenie, ale wtedy wydarzyło się coś, czego
zupełnie się nie spodziewał.
- Nie płacz,
Bill… To niczego nie zmieni… – Podeszła do niego, nieśmiało wtulając się w
rozdygotane ciało chłopaka, który nie przypominał Billa sprzed całego tego
zajścia. Nawet przez mocny makijaż widziała jego podkrążone oczy i szarą cerę.
- Przepraszam, myszko.
Przepraszam… – Gładził jej włosy,
próbując się uspokoić, choć zbytnio mu to nie wychodziło. Nie za bardzo
wiedział, jak ubrać swoje myśli w słowa. Miał ochotę wybiec na otwartą
przestrzeń i wykrzyczeć, jakim skończonym palantem jest. – Po prostu… To
wszystko mnie przerosło. Ta ciąża… – Oddalił się na tyle, by spojrzeć na
delikatnie zaokrąglony brzuch Marii. – Który to miesiąc?
- Dopiero drugi, a
dokładniej początek ósmego tygodnia… – Uśmiechnęła się lekko, układając malutkie
dłonie w miejscu tworzenia się nowego życia, a po chwili i dłonie Billa
wylądowały w tym samym miejscu, otulając spragnioną jego dotyku skórę.
- Mari? – Nie
wytrzymał i nie czekając na odpowiedź dziewczyny, jednym sprawnym ruchem
odwrócił ją przodem do siebie, wpijając się w jej idealnie skrojone wargi.
Całował ją z pasją, a Maria nie pozostawała mu dłużna. Z namiętnością oddawała
każdy pocałunek, sycąc się nim do granic możliwości, bo właśnie spełniało się
jej marzenie. Marzenie o byciu szczęśliwą u jego boku.
*
Siedzieli w ciszy w jednym z
hotelowych pokoi. Co prawda, pierwsze emocje opadły, ale i tak nie było mu
łatwo. Z jednej strony chciał to wszystko naprawić, ale z drugiej tak okropnie
bał się nowej roli, w której będzie musiał się odnaleźć. Bill Kaulitz ojcem?
Dobre sobie! Przecież on nie miał nawet pojęcia, jak przebrać takiego malucha,
a co dopiero jak nie zrobić mu krzywdy. Ukrył twarz w dłoniach, a leżąca obok
Maria podniosła się do pozycji siedzącej. Lampka, która jako jedyna dawała
światło, oświeciła jej twarz, ukazując zaschnięte ślady łez.
- Tęskniłam…
Tak okropnie za tobą tęskniłam, Bill. – Spojrzała na niego, a jej wzrok ciągle
był jakiś nieobecny i przygaszony. – Uczyłam się życia bez ciebie, ale z marnym
skutkiem.
- Ja też, Mari,
ja też… Ale nie miałem cywilnej odwagi, by się z tobą spotkać. – Ujął
delikatnie jej dłoń i ucałował wierzchnią stronę, a potem złączył ich palce, by
wolną ręką móc muskać jej miękką skórę.
- Więc co by
było, gdybym się dzisiaj tutaj nie zjawiła?
- Pewnie
usechłbym jak te kwiaty. – Spojrzał na stojący na komodzie wazon z
przyschniętymi kwiatami, a Maria z uwagą śledziła każdy jego ruch. – A potem,
gdyby było już za późno, wróciłbym błagając o szansę…
- Myślisz, że
byś ją dostał? – Ułożyła dłoń na jego brodzie i przesunęła nią po policzku
Wokalisty, delektując się miękkością i fakturą jego skóry. – Coś jeszcze nie
daje mi spokoju. Dlaczego tak zareagowałeś? – Zmrużył lekko oczy, intensywnie
nad czymś myśląc i choć nie lubił tak niewygodnych pytań, po tym wszystkim winien
był jej wyjaśnienia.
- Nie… I tak
dziwię się, że wybaczyłaś takiemu draniowi jak ja. – Na jego usta wkradł się szeroki
uśmiech, pierwszy raz od niepamiętnych czasów, ale po chwili spoważniał i
dodał: – Wystraszyłem się. Strach przed nieznanym, przed odpowiedzialnością… Stchórzyłem
jak małolat, a kiedy zrozumiałem swój błąd, bałem się odrzucenia. Paradoks,
prawda?
- Tak, to
prawda i dobrze, że to zrozumiałeś. – Podniosła się zwinnie, by musnąć
spierzchnięte wargi chłopaka.
To miał być szybki całus, który
jednak przerodził się w namiętny taniec ich spragnionych języków. Nim się
zreflektowała, jego usta błądziły już po policzkach i brodzie, kierując się ku
szyi. Czuła jak w jej podbrzuszu szaleje fala nieopisanego szczęścia i
podniecenia, jednak resztami samokontroli odepchnęła Billa od siebie, by móc
spojrzeć w jego roziskrzone oczy.
- Wybaczyłam, bo kocham tego drania do granic
możliwości. – Po omacku odnalazła jego dłoń i splotła ich palce, po czym
mruknęła: - Połóż się obok mnie. Chcę zasnąć, mając cię u boku i czując twoją
obecność. – Bez zawahania wykonał jej polecenie, układając się na poduszce
obok. Maria, wciąż trzymając go za rękę, zamknęła powieki, po chwili odpływając
do krainy Morfeusza.
Tej nocy jeszcze długo nie
poszedł spać. Leżał obok niej, co jakiś czas gładząc po włosach i twarzy. Przyglądał
się jak spokojnie śpi i uśmiecha przez sen, czując ciepło bijące od niego, a
kiedy tylko mocniej wtuliła się w jego bok, delikatnie musnął jej czoło i
jeszcze ciaśniej objął ją swoim ramieniem, a kilka minut później usnął wtulony
w jej pachnące lawendą włosy.
(…)
Podenerwowany siedział na
niewygodnej kanapie w hotelowym lobby, czekając na Shiro. W myślach układał
formułkę, którą musiał mu powiedzieć, ale z każdym wymyślonym zdaniem miał
wrażenie, że to wszystko jest głupie i bezsensowne. Rozbieganym wzrokiem
rozglądał się po sali, a kiedy dostrzegł swojego menadżera, oblał go zimny pot.
Shiro nie należał do grupy ludzi łatwych i idących na kompromisy. Był wybuchowy
i zawsze stawiał na swoim, więc Bill tym bardziej miał utrudnione zadanie, ale
nie mógł się poddać. Nie teraz.
- O co chodzi,
że musiałeś się tak pilnie ze mną spotkać?
Wokalista nabrał powietrza w
płuca i przygryzając nerwowo wargę, zlustrował wzrokiem zniecierpliwionego
menadżera, po czym rzekł:
- Widzisz,
muzyka nie jest już dla nas najważniejsza. Rozmawiałem przed chwilą z Tomem,
Gustavem i Georgiem i wspólnie doszliśmy do wniosku, że potrzebujemy skupić się
na życiu prywatnym. Jesteśmy na tyle dorośli, by w końcu założyć rodziny, a ja… – Zrobił krótką pauzę, by ponowanie nabrać odpowiednią dawkę powietrza, po czym pewnie powiedział: – Będę ojcem.
Gutzie uniósł brwi w geście
zaskoczenia, bo ostatnią rzeczą, której mógłby spodziewać się po młodszym z
braci było ojcostwo. Przez długie sekundy milczał, a potem wybuchł
niepohamowanym śmiechem, który echem niósł się po otwartej przestrzeni.
- Powiedz, że
żartujesz. O cholera, ty nie żartujesz.
- Jak widzisz,
jestem śmiertelnie poważny. O umowę z wytwórnią się nie martw, z nimi też
rozmawiałem, dając im gwarancję, że w ciągu trzech lat wrócimy do gry. To
wszystko, co chciałem ci powiedzieć. – Bill podniósł się z kanapy i już miał
kierować się z powrotem do siebie, kiedy Shiro złapał go za rękaw bluzy,
zmuszając do zatrzymania się.
- Chyba nie
rozumiem. Co masz na myśli? Jaki powrót do gry?
- Zawieszamy
działalność Tokio Hotel do bliżej nieokreślonej przyszłości.
Mój Boże, serce z każdą minutą opowiadania, ociepliło się. To jest tak piękne, takie realistyczne. Jak to dobrze, że kobiety potrafią wybaczać i walczyć o miłość lepiej od mężczyzn. Kochana, naprawdę zwariowałam na punkcie Twojej twórczości, gdy zobaczyłam, że wstawiłaś nowy odcinek, miałam ochotę oderwać się od wszystkich zajęć i biec do domu, nalać wina i w spokoju przeczytać co się wydarzy. Miłość pokona wszystko, mam nadzieję, że tak się stanie i Bill zacznie się zachowywać odpowiedzialnie. Chcę, żebyś wiedziała, że jestem w innym świecie zaczytując się w Twoim opowiadaniu, ten świat jest piękny. W tym świecie jest mnóstwo realistycznych obrazów, zapachów, emocji i uczyć. Kocham ten świat tak bardzo, że chciałabym w nim trwać jeszcze na długo po skończeniu odcinku.
OdpowiedzUsuńUwielbiam Cię za to opowiadanie.
Pisz,jeszcze więcej, bo ja odejdę od zmysłów.
PS.:Dodałam Cię u siebie w polecanych, w końcu jesteś jednym z trzech moich ukochanych pisarek.
Pozdrawiam<3
Natalie
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNo i, kuwa, płaczę.
OdpowiedzUsuńTen rozdział... Jest po prostu piękny. Dopracowany w każdym szczególe. Idealny. To, w jaki sposób oddałaś te emocje przy ich spotkaniu, nie zrobiłabym tego lepiej.
Dobra, jestem w stanie teraz coś sensownego tu napisać :)
OdpowiedzUsuńCzekałam na ten rozdział jak cholera ale z drugiej strony mnie smuci... wiesz o czym pisze :(
Cieszę sie,że Maria mimo tego cierpienia przez Kaulitza była w stanie mu wybaczyć , bardzo mnie to cieszy :)
Cóż... pozostało nam czekać na dalsze losy cudownej dwójki...oh nie, teraz już trójki ;)
Nie jest źle, jak na mnie to jestem dosyć wcześnie :D
OdpowiedzUsuńMorfeusz chyba zostanie moim fikcyjnym przyjacielem. Oczami wyobraźni już widzę tysiące dram na twitterze i facebooku z powodu koncertu w Berlinie i powodu, dlaczego nagle ich ukochany wokalista został wywleczony ze sceny. Ciekawi mnie to, czy fani także dostrzegali, iż z Kaulitzem nie jest za dobrze, czy na koncertach dolatywała do nich ta nieprzyjemna woń, i to nie potu. Bill jest zbyt surowy dla siebie, racja zachowywał się jak debil, skończony dupek i sukinsyn. Ale to nie oznacza od razu, że nim jest. Jest tylko człowiekiem, a ten gatunek ma tendencję do popełniania błędów, podejmowania irracjonalnych decyzji i zawodzenia. Ale jesteśmy także gatunkiem stworzonym do miłości. Według niektórych Bóg stworzył ludzi do miłości, ponieważ stworzył Anioły, które mogły wielbić tylko siebie, lecz dostrzegł, iż nie wszyscy byli zdolni tylko do jednego rodzaju miłości. Istnieje także legenda, że greccy bogowie stworzyli ludzi najpierw z dwoma parami rąk i nóg, a potem rozdzielili ich, skazując na wieczne szukanie swojej drugiej połówki. I ja w to wierzę. Z jednej strony się cieszę, bo między naszą kochaną dwójką jest znowu w porządku, przynajmniej na razie, zaś z drugiej strony jest mi cholernie przykro, że zespół zawiesza działalność. Coś czuję, że brak muzyki, tych występów, wywiadów może im na początku mocno dać w kość, są tak jakby od tego uzależnieni. To ich normalność, będą zmuszeni do innego życia. Może nie aż tak bardzo, ale jednak.
Dużo weny Ci życzę i czekam na ciąg dalszy! :3
Tfu.. mogły wielbić tylko Jego.
UsuńZnowu za szybko piszę ._.
Tak więc Kaulitz postanowił się zrehabilitować. Szkoda, że potrzebował tyle czasu i nie on zrobił pierwszy krok. To przykre, że są tacy faceci. Zupełnie jak małe dzieci. i jeśli się nie mylę to większość płci męskiej jest właśnie taka. Przerażające. Dobrze, że my kobiety czasami myślimy, bo świat by zginął...
OdpowiedzUsuńO. MÓJ. BOŻE!
OdpowiedzUsuńBill to ma szczęście :D
Gdyby do siębie nie wrócili to bym mu chyba nogi z du** y powyrywałą :D
lecę teraz do epilogu :D