Kolejny dzień bez niego miał się
ku końcowi. Już nawet nie liczyła, którą noc z kolei przyjdzie jej spędzić
samotnie, bo po dziesiątym wykreślonym okienku w kalendarzu przestała liczyć.
Przestała też łudzić się o jakikolwiek znak z jego strony i z wielkim wysiłkiem
starała się zaakceptować fakt, że Bill po prostu się znudził i wyrzucił ją ze
swojego życia, jak zużytą zabawkę, której już nie chciał. Przymknęła piekące
powieki, by powstrzymać zbierające się pod nimi łzy, jednak bez skutku. Kilka
słonych kropel stoczyło się po jej jeszcze szczuplejszych policzkach, tworząc nowe
ślady na poszarzałej cerze. Kiedy już myślała, że jest na tyle silna, by móc
myśleć o nim bez płaczu i uczucia rozczarowania, bolesna rzeczywistość dawała
jej się we znaki, pokazując jak słabą jest osobą.
Słońce powoli zachodziło za
horyzont, a ona powolnym krokiem przemierzała kolejne kilometry wzdłuż brzegu
rzeki, by finalnie dotrzeć do niewielkiego, nadgryzionego zębem czasu mostku,
na którym kiedyś spędzała długie godziny, czytając książki czy ucząc się na
klasówki. Przysiadła na jego brzegu, wsuwając stopy do ciepłej wody, która
swoimi ruchami delikatnie je obmywała, przynosząc ulgę po naprawdę ciepłym dniu. W ciszy obserwowała zachodzące słońce i gdyby ktoś poprosił ją o
wskazanie ulubionej formy relaksu, bez zastanowienia odparłaby, że jest to
właśnie obserwowanie tego urokliwego zjawiska. Zresztą, on też to uwielbiał.
Czasami wspólnie, w pełnym skupieniu, przyglądali się, jak słońce znika za
wysokimi budynkami Berlina, a czasami oddawali się małym przyjemnościom,
pozwalając, by ostatnie promienie muskały ich ciała.
Oddając się wspomnieniom, nawet
nie zauważyła, kiedy u jej boku pojawiła się Olivia. Dopiero delikatny dotyk
dziewczyny sprowadził ją z powrotem na ziemię, a na jej twarzy, po raz pierwszy
od dłuższego czasu, zagościł szczery, niewymuszony uśmiech. Rozumiały się bez
słów i już po chwili siedziały wtulone w siebie, delektując się tą niezwykłą
chwilą pojednania.
- Już myślałam,
że z moim rzęchem dzisiaj nie dojadę. Trzy razy zgasł mi silnik, trzy razy! –
Olivia w końcu przerwała ciszę, podejmując rozmowę, bez której i tak by się nie
obyło.
Maria w jej oczach widziała
niezrozumienie i była pewna, że zaraz zaleje ją fala nieuniknionych i bolesnych
pytań. Wciągnęła gwałtownie powietrze,
jakby to miało dodać jej siły przed nadchodzącą, emocjonalną katastrofą. Olivia
nie musiała pytać, by widzieć, że coś złego dzieje się z jej przyjaciółką i nie
naciskała na jakąkolwiek spowiedź. Na tyle dobrze znała Marię, by wywnioskować
po jej zachowaniu, że zaraz się przed nią otworzy, że wszystko jej powie.
I tak właśnie się stało.
Zaczęła od samego początku – od
feralnego poranka w studiu, kiedy myślała, że coś jej zaszkodziło. Wspomniała o
rozmowie z matką, o jej przypuszczeniach, a potem o kilku ciążowych testach,
których wynik był pozytywy. Z gulą w gardle opowiedziała Olivii o rozmowie z
Billem, o jego reakcji i nagłej wyprowadzce. O setkach nieodebranych połączeń,
o wielu pytaniach bez odpowiedzi, o godzinach spędzonych na wylewaniu łez w
poduszkę przesiąkniętą jego zapachem, o pierwszej wizycie u ginekologa, gdzie
miała okazję zobaczyć tę maleńką fasolkę, rozwijającą się pod jej sercem. W
międzyczasie obserwowała, jak twarz Olivii zmienia się z każdym jej słowem.
Dziewczyna na zmianę otwierała usta w kompletnym szoku, a potem zaciskała
pięści, by pohamować w sobie wybuch agresji.
- Reszty na
pewno się domyślasz. Wróciłam do Oranienburga, bo nie mogłam znieść ani chwili
dłużej w Berlinie. – Maria zakończyła swój monolog, wierzchem dłoni ocierając
mokre i zaczerwienione policzki. Spuściła wzrok na swoje stopy, by uniknąć
palącego spojrzenia Olivii, jednak zamiast tego poczuła ciepło bijące od
przyjaciółki, która jednym ruchem przytuliła ją mocno do siebie, po czym
naprawdę poważnym głosem powiedziała:
- Niech ja go tylko spotkam, to będzie z nim naprawdę niewesoło.
*
Siedząc na niewygodnym parapecie
w paryskim hotelu, obserwował już od godziny, jak nocne życie miasta budzi się
z letargu. Pod osłoną nocy wszystko stawało się ciekawsze, bardziej kuszące, a
kiedy dopił ostatniego łyka alkoholowego trunku, bez cienia zawahania zeskoczył
z wcześniejszego miejsca i nieco chwiejnym krokiem ruszył w kierunku drzwi,
uprzednio narzucając na ramiona ciemną bluzę, by zlać się z otoczeniem. Musiał
wyjść z tych czterech ścian, bo przytłaczająca cisza działała mu na nerwy, a
kupno kolejnej butelki wina było idealnym pretekstem na ochłonięcie z nadmiaru
emocji.
Specjalnie wybrał okrężną drogę
do jedynego sklepu monopolowego w okolicy, by wydłużyć sobie spacer, a tym
samym oczyścić umysł z kłębiących się w jego głowie myśli. Nie radził sobie z
nimi. Nie radził sobie z narastającą samotnością i wyrzutami sumienia, ale coś
go blokowało przed pójściem na przód, przed spotkaniem z Marią twarzą w twarz.
Blokował go brak odwagi i ta niepewność, bo nie był w stanie przewidzieć jej
reakcji. Dni mijały, a on zamiast działać, jeszcze bardziej oddalał się od
miłości swojego życia, powoli spadając na samo dno własnej beznadziejności.
Po piętnastu minutach doszedł do
celu. Poprawił okulary i kaptur, by jeszcze bardziej ukryć swoją tożsamość i
pewnym krokiem wszedł do środka. Rozejrzał się zapobiegawczo, a kiedy miał
pewność, że w spokoju może zrobić zakupy, udał się w samo centrum działu z
alkoholami. Sięgnął po pierwszą lepszą butelkę wina, a potem po jeszcze jedną do
kompletu i podszedł do kasy, zapłacił i wyszedł, posyłając młodziutkiej
kasjerce jeden ze swoich wyuczonych uśmiechów.
Gdy tylko skręcił w mniej
uczęszczaną alejkę, nie mógł się powstrzymać przed otworzeniem wina. Oparł się
o fasadę jednej z kamienic i odbezpieczył procentowy napój, bo jego organizm
domagał się kolejnej dawki alkoholu, nad czym nie był w stanie zapanować. To
było silniejsze od wszelkich obietnic, które każdego ranka składał sobie przed lustrzanym
odbiciem. Czuł się coraz bardziej żałosny, a wino, zamiast ukoić jego skołatane
nerwy, tylko pogrążyło go w beznadziejnym nastroju. Przeklął pod nosem i
odpalił papierosa, pokładając w nim ostatnią nadzieję na chociaż minimalną
poprawę humoru, ale i to zawiodło. Wrócił do hotelu jeszcze bardziej sfrustrowany
niż przed wyjściem i bocznymi schodami dostał się na odpowiednie piętro, a
potem zniknął za drzwiami swojego pokoju, by w spokoju dokończyć trunek i oddać
się w ramiona Morfeusza.
*
Po litrach wylanych łez i
godzinach bezsennych nocy w końcu odżyła i jak kwiat potrzebuje wody, by odżyć,
tak ona potrzebowała Olivii. Potrzebowała jej często mało śmiesznych żartów,
zaraźliwego śmiechu, a przede wszystkim potrzebowała jej bliskości, wsparcia i
zrozumienia. Po raz pierwszy od wielu dni na jej ustach gościł szczery i szeroki uśmiech, co traktowała jako swój mały wielki sukces. Nawet kolejny
głuchy telefon w ciągu jednej godziny nie był w stanie popsuć jej wyśmienitego
humoru i tak jak poprzednim razem chciała odebrać to połączenie, jednak Olivia
wyrwała jej telefon z dłoni i zapytała:
- Nie domyślasz
się kto stoi za tymi telefonami?
Dziewczyna zaprzeczyła i z dziwną
miną spojrzała na przyjaciółkę, która nie musiała rozwijać myśli. Wtedy też
dotarła do Marii oczywista oczywistość. Wszystkie te połączenia w dzień i w
nocy, kiedy zaspana odbierała, ale nikt się nie odzywał, ta grobowa cisza po
drugiej stronie słuchawki i rozłączanie się po kilku wypowiedzianych przez nią
słowach miały wspólny mianownik – Bill Kaulitz.
- Jak chcesz to
sprawdzić? – Szepnęła, kiedy dotarł do niej sens własnych przemyśleń.
Momentalnie zaschło jej w gardle, a zimny pot oblał drobne ciało. Bill szukał z
nią kontaktu, próbował dać do zrozumienia, że o niej nie zapomniał, a ona była
święcie przekonana, że to jakieś głupie żarty.
- Spokojnie,
Mari, spokojnie. – Olivia, widząc reakcję blondynki, skarciła się w myślach za
swoją głupotę i ostrożnie pomogła Marii usiąść na łóżku. Odgarnęła z jej mokrego
czoła kosmyki włosów, zakładając je za ucho i wyciszyła dzwoniący telefon.
Żałowała, że w ogóle rozpoczęła ten temat, bo równie dobrze swoje
przypuszczenia mogła sprawdzić bez wtajemniczania przyjaciółki, czym tylko
przysporzyła jej dodatkowego stresu.
- Muszę się z
nim zobaczyć. – Jęknęła, chowając twarz w dłoniach. Kolejny raz doprowadził ją
na skraj zdrowych zmysłów i obłędu. Kolejny raz pokazał jej, w jakim
emocjonalnym bałaganie trwała, nie potrafiąc z niego wyjść o własnych siłach.
Olivia milczała, w myślach
posyłając Kaulitza do diabła. Nie mogła jednak biernie przyglądać się, jak
jedna z najważniejszych osób w jej życiu, zamiast wychodzić na prostą, coraz
bardziej pogrąża się w sidłach nieszczęśliwej miłości. Nie mogła patrzeć na jej
łzy. Na ból, jaki krył się w tych dużych, niebieskich, przygaszonych
tęczówkach, które kiedyś emanowały szczęściem. Na coraz chudszą sylwetkę i
coraz bardziej zapadnięte policzki. Ostrożnie podeszła do skulonej na łóżku
Marii i okryła jej spazmatycznie dygoczące ciało miękkim kocem. Z jeszcze
większym wyczuciem wsunęła pod jej twarz poduszkę i zsunęła rolety, by pozwolić
jej odpocząć, jednak to, o co poprosiła Maria, całkowicie zwaliło ją z nóg:
- Liv, zamów
dwa bilety na koncert w Berlinie, proszę…
To nie tak, że mnie tu nie ma, po prostu dziwnym trafem nie mam, kiedy skomentować. Chociaż... teraz sobie przypomniałam, że poprzedni skomentowałam.
OdpowiedzUsuńBill to dziwny człowiek. Ja na jego miejscu spróbowałabym do niej napisać. Skoro boi się stanąć z nią twarzą w twarz to list wydaje się być lepszą i bezpieczniejszą formą kontaktu. Rozumiem, że jest nieco wystraszony, w końcu kto by nie był, jednak Bill dramatyzuje i użala się nad sobą. Skoro uprawiał z nią seks, kiedy tylko się dało to powinien przewidzieć, że tak właśnie się może to skończyć. Na miejscu Marii skopałabym mu tyłek. Może to by go w końcu otrzeźwiło.
Bądź mężczyzną, Kaulitz!
Ściskam mocno i wybacz za moje roztargnienie, ale przez ostatni czas poświęcam się pisaniu i przestałam nie ogarniać, co się dzieje wokół.
Idealne podsumowanie jego dziwnej osoby. Słodzić było komu, kochać się - tak jak zauważyłaś - przy każdej okazji także, ale już wziąć odpowiedzialność za własne czyny... Tu pojawia się problem, ale już naprawdę blisko tego momentu. A Maria? No cóż, ona to zbyt mocno go kocha, by tak dobitnie się z nim rozprawić.
UsuńJeeej, Maria pogodziła się z Olivią! W końcu, bo już myślałam, że ten moment nigdy nie nastąpi. I teraz wiem, co nazwalaś kulminacyjną sceną xD Jestem taka dumna z M, że to ona się przełamała i zrobiła pierwszy krok, by zawalczyć o związek.
OdpowiedzUsuńA Bill w tym odcinku był niczym mój były, dokładnie wypisz wymaluj. Nie chce pić, chce zerwać z nałogiem, a potem i tak kończy pijany jak bela. Fuck logic. Już nie mam słów na jego ograniczenia, ale dobrze, że chociaż doszedł do wniosku, że miłość jego życia oddala się od niego z każdym pieprzonym dniem zwłoki.
Weny i pisz szybciutko kolejny rozdział, bo jestem *cholernie* ciekawa ich spotkania!!!
PS. Cudowny szablon! ♥
Imię zobowiązuje, co nie? :>
UsuńSiadam z poranna kawa do komputera i poerwsze co widze to nowy post od mojej ukochanej autorki ! <3
OdpowiedzUsuńWspaniale ! ;)
Hymmm... jestem ciekawa reakcji szanownego Kaulitza jak zobaczy Marie na koncercie,bo mam rozumiec ze kupuja sobie Vipa a co tam :D
Takze czekam na ich spotkanie,moze go cos w koncu zlamie i przyzna sie do tego jakim jest debilem. Chociaz i tak nie wiem,czy na miejscu Marii,umialabym mu wybaczyc od tak mimo wielkiej milosci. W koncu no hallo ale zostawil ja w najgorszym momencie. Ehh.... kaulitz ty debilu xd
Zycze weny <3
♥♥♥
UsuńProblem Marii polega na tym, że jest w nim naprawdę zakochana i można się domyślić, jaką decyzję podejmie. Ah ta miłość, czasami jest naprawdę irracjonalna.
Ooo kolejny piękny odcinek, jejku naprawdę nie wiem co ja mam tu do komentowania, przecież każdy rozdział jest starannie zaplanowanym misterium, wprowadzającym mnie w stan natychmiastowego zapomnienia o całym świecie! Przecież piszesz tak, że mam ochotę na każdy Twój rozdział jak Bill na wino :D Niech jadą na koncert i rozwalą mu butelkę albo pomidora na głowie. Biedna Maria.. powinna o siebie dbać a nie zamartwiać ,bo myślę, że wszystko się dobrze i skończy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, pisz szybciutko, bo to kocham.
Zostanę tu na wieki, bo uwielbiam to opowiadanie więc zawsze możesz na mnie liczyć ;)
Natalie
Dziękuję za przepiękny komentarz! ♥ Tym bardziej, że nie piszę jakoś wybitnie, ale bardzo, bardzo, bardzo mi miło widząc, że moja twórczość nie jest dla czytelnika obojętna.
UsuńHahah, wyobraziłam sobie Billa, który dostał pomidorem w głowę xD I dobrze, że jestem sama w domu, bo rodzice pewnie pomyśleliby, że oszalałam. Dzięki za poprawienie humoru!
<3
Jak Ty nie piszesz wybitnie, to ja wgl nie powinnam napisać ani słowa swoich opowiadań! Serio mówię.Ja dziękuję Ci za Twoją przepiękną twórczość, do której muszę się specjalnie szykować, siadając w ciemnościach, wyzbywając się wszystkiego na około <3
UsuńEh, eh, to ja >.<
OdpowiedzUsuńKurde, gdzie nie zacznę nadrabiać, tam od razu pojawia się Morfeusz, to jakieś fatum, czy co? O.o Ludzie lubią sprawiać sobie ból, nawet nieświadomie. Maria musi wybaczyć w końcu sobie. Wybaczenie jest wtedy, kiedy pamięta się całe wydarzenie, ale nie odczuwa się już tego bólu, jaki nam wtedy towarzyszył. Jest silną kobietą, choć na razie zagubioną. Musi na nowo odnaleźć w sobie chęć do życia, bo letarg, w jaki wpadła, nie jest dobry ani dla niej, ani dla jej dziecka. Właściwie nie jest dobry dla nikogo. Olivia jest osobą, która zrobi wiele, by postawić przyjaciółkę na równe nogi. Aż się boję, co będzie w stanie zrobić, gdy stanie z Kaulitzem twarzą w twarz. Ale jakby nie patrzeć, gdyby Bill naprawdę chciał się zalać w trupa, kupowałaby coś znacznie mocniejszego od wina. On po prostu chciał spojrzeć na to wszystko z innej perspektywy, nie do końca świadomy. W gruncie rzeczy jest odpowiedzialny, choć cały czas nie wie, co dalej robić. Utknął, sam nie da sobie z tym rady, ale spieprzył całą sprawę na tyle, że nikt nie zechce podać mu na razie pomocnej dłoni. I całkowicie sobie na to zasłużył, co nie oznacza tego, że tak to powinno wyglądać.
Okay, to ja nadrabiam kolejny rozdział :>
no to się zaczęło. Miło, że pogodziła się z Olivią. Miło, że Olivia jej pomaga. Lecz... Lecz teraz idę czytać dalej :D
OdpowiedzUsuń