Uff, w końcu udało mi się dopracować ten odcinek do końca. Nie było łatwo, bo kilka razy poprawiałam poniższą scenę, ale teraz jest dobrze. Jestem zadowolona z całości.
Ten odcinek chciałabym zadedykować Dee. Za wszystkie komentarze, które czytałam z wielkim uśmiechem na ustach oraz za wymianę tych kilku wiadomości na fejsie. Dziękuję! ♥
Mam wielką nadzieję, że szóstka przypadnie Ci do gustu!
_______________________________________________________________
Przemierzał puste ulice Berlina, nie mając zupełnie pojęcia, dokąd tak uparcie pędził. Pokonywał kolejne kilometry, a w pewnej chwili zrozumiał, że porusza się w kółko. Wciąż jeździł tymi samymi drogami, usilnie próbując zapomnieć, jak potraktował Maddie. Czuł się jak śmieć, bo nie takie wartości przekazywał mu ojczym. Zawsze powtarzał, że kobiety należy traktować z szacunkiem, a on właśnie złamał serce jednej i zachował się jak ostatni dupek.
Zaparkował pod sklepem
monopolowym i z cwanym uśmiechem wszedł do środka. Czuł na sobie skrępowane
spojrzenia pracowników i klientów, a ukradkiem dostrzegł, że ktoś go nagrywa i
robi zdjęcia. Nie przejął się tym. W normalnych warunkach pewnie podszedłby do
tej osoby i grzecznie poprosił o wyłączenie sprzętu, jednak teraz spływało to
po nim.
Pochwycił z półki trzy butelki
Jacka Danielsa i paczkę Cameli, po czym podszedł do kasy. Zaszokowana kasjerka
posłała mu głupi uśmiech i drżącymi dłońmi kasowała wybrane przez niego
produkty. Zacmokał z zaciekawieniem, lustrując ją wzrokiem. Przygryzł wargę, a
dziewczyna zarumieniła się.
Drżącym głosem wychrypiała cenę
do zapłaty, a on rzucił na ladę banknot z dużą nadwyżką i biorąc reklamówkę do
ręki, posłał jej szeroki uśmiech.
- Reszty nie trzeba. – Ostatni
raz zlustrował ją swoim czekoladowym spojrzeniem i wyszedł, ostentacyjnie
trzaskając drzwiami. Czuł się Panem i Władcą swojego świata, a to nie wróżyło
zbyt dobrze. Nie był sobą. Zbyt dużo emocji nim kierowało, by myśleć
racjonalnie.
Wsiadł za kierownicę i wyciągnął
jedną butelkę alkoholowego trunku. Przyłożył główkę do ust i upił sporego łyka.
Brunatna ciecz spłynęła po ściankach jego gardła. Kolejny łyk. I kolejny. I
jeszcze jeden. Po opróżnieniu połowy butelki czuł, jak procenty przyjemnie
szumią mu w głowie. Obraz stawał się coraz bardziej zamglony, a na jego ustach
pojawiał się coraz większy uśmiech.
Chyba nie masz zamiaru prowadzić w tym stanie?!
- Zamknij się! – Podniósł głos,
by uciszyć swoje sumienie. Zawsze w takich momentach obiecywał sobie, że więcej
nie będzie prowadził pod wpływem, jednak życie boleśnie weryfikuje jego
obietnice.
Nacisnął pedał gazu i z piskiem
opon ruszył przed siebie. Śmiał się pod nosem, patrząc na świat spod
półprzymkniętych powiek. Chciał raz na zawsze zapić swoje wyrzuty sumienia i
zapomnieć. Zapomnieć o kobiecie, którą musiał zranić, by być szczęśliwy.
Nie pozwolę ci wyrzucić jej z pamięci. Już nie pamiętasz tych
szczęśliwych chwil?!
Mruknął niezadowolony, odchylając
głowę do tyłu. Nienawidził siebie, tak szczerze i tak mocno, jak jeszcze nikogo
wcześniej.
Trzymał ją mocno za rękę, kiedy przemierzali drogę z auta do hodowli
buldogów angielskich. Była tak podekscytowana i tak szczęśliwa, że zgodził się
na psa jej ulubionej rasy. Od dziecka kochała buldogi. I co z tego, że dla
większości te psy były brzydkie? Dla niej były całym światem, no może zaraz po
osobie Wokalisty, który rozglądał się po okolicy świecącymi oczyma. Kochał psy
tak mocno jak ona.
- To tutaj. – Szepnęła, stając pod jedną z ostatnich zagród. Siedział w
niej ostatni szczeniak z najmłodszego miotu. Był mały i pulchny, ale trzymał
się na dystans. Ciekawskie dłonie Maddie wsuwały się między kraty, a mały
buldog siedział niewzruszony. Dopiero na ciche powoływanie Billa ruszył do
przodu. Usiadł przed kratą, ciesząc się. Sierść miał biało-podpalaną z brązową
łatką nad oczkiem. – Weźmy go, Billy… Proszę! – Zacmokała radośnie, a na twarzy
blondyna pojawił się szczery uśmiech. Po chwili tuż u jego boku pojawił się
hodowca, który wyjął z klatki piszczącego buldoga.
- Jak go nazwiesz? – Zwrócił się do dziewczyny tulącej małego psiaka.
Głaskała go za uchem, a on wesoło podrygiwał tylną łapką.
- Pumba! – Uśmiechnęła się szeroko, a on sam nie pozostawał jej dłużny.
I wtedy...
Światła pędzącego z naprzeciwka
tira rozbłysły się, a on w jednej sekundzie odzyskał zdolność racjonalnego
myślenia. Zacisnął mocniej dłonie na kierownicy, manewrując nią ostro w lewą
stronę. Samochód z głośnym piskiem zjechał na pobocze, a rozpędzony tir minął
go, rażąc w półprzymknięte powieki. Dziękował Bogu (w którego nie wierzył), że zapiął te cholerne pasy…
Jego głowa bezwiednie odbiła się
od zagłówka, a ból temu towarzyszący od razu spowodował, że cały alkohol migiem
z niego uleciał. Oddychał głośno i spazmatycznie, a broda drgała tak, jakby za
chwilę miał się rozpłakać. Z całym impetem i energią, jaką w sobie pokładał,
wdusił klakson. Wysiadł z auta i mocnym kopniakiem zatrzasnął drzwiczki.
Znajdował się na szczerym polu. W
miejscu, którego w ogóle nie znał ani nie kojarzył. Opadł na kolana i nerwowymi
ruchami zaczął przeszukiwać kieszenie w poszukiwaniu telefonu. Nie mógł go
znaleźć. Wtem w aucie coś rozbłysło, a on zdał sobie sprawę, że kluczyki i
telefon zostawił w aucie.
- Kurwa! No nie wierzę! Co z
ciebie za palant, Bill?! – Westchnął bezsilnie, a jedynym pocieszeniem była
paczka papierosów, którą znalazł w kieszeni kurtki. Odpalił cienką rurkę, a dym
papierosowy natychmiast rozszedł się kojącym strumieniem po jego organizmie.
Kojącym na tyle, by uspokoić
swoje sumienie, jednak poziom adrenaliny we krwi ciągle był wysoki. Nie myśląc
o konsekwencjach sięgnął po sporego kamienia i uprzednio wycelowawszy do okna
od strony pasażera, rzucił nim z resztką sił, którą z siebie wykrzesał. Kamień
z impetem rozbił szybę, która rozprysła się po tapicerce, a on w pośpiechu
odblokował drzwiczki i sięgnął po kluczyki.
Tylko nie mów, że ZNOWU wsiadasz za kółko w takim stanie?!
Jeszcze ci mało, pijaku?!
Jeszcze ci mało, pijaku?!
Chwiejnym krokiem obszedł całe
auto i wsiadł za kierownice, by po dwudziestu minutach niebezpiecznej jazdy
znaleźć się pod domem brata. Wytoczył się z pojazdu, dostrzegając na ganku
skuloną postać. Zmrużył oczy, jednak kontury ciągle pozostawały zamazane.
Chwilę potem ta sama postać podeszła do niego, wymierzając mu siarczysty
policzek. Skrzywił się, spoglądając na rozwścieczoną minę Toma, który zaciskał
wargi w cienką linię.
Widział, że przegiął, ale skąd, do cholery, Tom mógł wiedzieć? No
tak… Kompletnie zapomniał o ich wyjątkowej, bliźniaczej więzi… Kolejny raz nie
docenił tego, co jest między nimi.
- Bill, ty jesteś kompletnie
pijany!
Poczuł jak starszy z braci ciągnie
go w stronę domu. Zdejmuje z niego kurtkę i buty. Kładzie na kanapie i
szczelnie okrywa kołdrą. Słyszał jeszcze, że Tom przeklina pod nosem, ale był
na tyle zmęczony, że nawet nie wsłuchiwał się w podniesiony ton głosu szatyna.
Zasnął wtulony w pachnącą lawendą pościel, jednak nawet to wygodne i pachnące
miejsce nie uchroniło go przed koszmarami.
*
- Nothing's louder than love, so whisper your heart, don't be scared of
the dark. – Już trzecią godzinę spędzali nad próbami tej jednej piosenki z
nowego albumu i raczej nic nie wskazywało na to, że niedługo skończą. – Nothing’s louder than… cholera!
- Halo, tu ziemia! Kaulitz, skup
się! – Mruknął niezadowolony Basista, bo z powodu rozkojarzenia Billa musiał
odwołać spotkanie z dziewczyną. Wokalista posłał mu jedynie groźne spojrzenie,
schodząc ze swojego stołka.
- A dokąd to? Tylko mi nie mów,
że znów musisz zapalić! A potem się dziwisz, że nie możesz wbić się w wyższy
dźwięk! – Do rozmowy włączył się David Jost, któremu również nie uśmiechało się
siedzieć tak długo w studio, ale dobrze wiedział, że gdyby nie jego obecność,
chłopcy zamiast pracować, graliby w gry wideo lub pili.
- Dave, daj spokój… Jedna fajka i
wracam!
- Burak. – Mruknął David, kiedy
Bill zniknął z ich pola widzenia.
- Słyszałem! – Odkrzyknął Bill, a
reszta zespołu wybuchła gromkim śmiechem.
Oparł się o chłodną balustradę,
odpalając kolejnego już papierosa. Odkąd zaczęli próby spalił ich pięć, a
kłębiąca się w nim niemoc, jeszcze bardziej pogłębiała chęć zapalenia.
Wyciągnął z kieszeni szarych dresów telefon i wybrał numer Marii. Było coś po
siedemnastej, a on nie słyszał jej głosu od kilku godzin i wariował.
Jeden sygnał. Drugi sygnał. Trzeci sygnał.
Po czwartym sygnale włączyła się
automatyczna sekretarka, a on przeklął w myślach. Nie dopuszczał do swojej
świadomości, że mógł się zakochać, ale ta myśl ciągle krążyła w jego głowie.
Ilekroć tylko widział jej uśmiech, fala motylków i fajerwerków wywracała mu
wnętrzności. Początkowo tłumaczył to sobie zwykłym zauroczeniem, ale z każdym
kolejnym dniem i z każdym kolejnym spotkaniem coraz bardziej wpadał. Wpadał w
sieć zwaną miłością. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie wiedział, czego
się spodziewać i czy Maria odwzajemni jego uczucia. Zaciągnął się porządnie, a
szary dym wypełnił jego płuca.
- Bill, no rusz dupę! – Usłyszał
krzyki dochodzące z sali rób i zgasiwszy papierosa, wyrzucił go w siną dal.
Miał nadzieję, że już niedługo próba się skończy i w samotności będzie mógł
wrócić do mieszkania, ale najpierw musiał skupić całą swoją uwagę na tym
cholernym refrenie, który za nic nie chciał brzmieć tak, jakby sobie tego
życzył. Wszedł do małej salki, zajmując swoje stałe miejsce. Chwycił w dłonie
złoty mikrofon i dał znak reszcie, że mogą zaczynać.
- Just trust yourself tonight for once in your life… - Przymknął
powieki, całkowicie oddając się muzyce. – I
see it like a color up against the darkest sky, lighting up the map to our
escape. – Dźwięki wypływały z jego krtani, układając się w jedną, melodyczną
i harmonijną całość. Tym razem jego głos był pewny i czysty. – I can hear your damaged heart screaming
through your eyes, hush the pain away. – Otworzył oczy, wpatrując się w
Toma, który uśmiechał się szeroko. Jego długie palce ozdobione tatuażem
zgrabnie sunęły po strunach akustycznej gitary. – Nothing’s louder than love, so whisper your heart, don’t be scared of
the dark. – Przyjrzał się skupionemu Georgowi, a potem przeniósł wzrok na
Gustava. Podziwiał ich anielską cierpliwość, której mu brakowało.
W końcu udało mu się wyciągnąć
wysokie partie na tyle, by z powodzeniem skończyć na dzisiaj próby. Zadowolony
z siebie klasnął w dłonie, niczym małe dziecko. Czasami nie kontrolował swoich
odruchów i zachowań, ale taki już był. W zależności od powagi sytuacji
przybierał maskę profesjonalisty i tak dobrze wyuczone uśmiechy, a czasami
najzwyczajniej w świecie wpadał w taką głupawkę, że osoba postronna posądziłaby
go o jakąś chorobę i w życiu nie dałaby mu tych dwudziestu-pięciu lat.
- To co, jakieś piwko? – Lekko
zachrypnięty, charakterystyczny głos Gitarzysty wypełnił salkę. Pochylił się,
by spakować gitarę do futerału, oczekując jakiejś reakcji. – Ludzie, proponuję
wam piwo, a tu cisza…
- Ja jadę do Margaret. – Rzucił
Georg, posyłając młodszemu koledze przepraszające spojrzenie. Odstawił bas w
bezpieczne miejsce i pożegnał się z resztą.
- Pięknie. Gusti, a ty? Bo na
tego tam... – Wskazał palcem na esemesującego Billa. – Wcale nie liczę. – Rozłożył
ręce, a Gustav uśmiechnął się lekko.
- Z kim on tak pisze? Zbytnio nie
cierpi po rozstaniu z Mad. – Perkusista szepnął tak, by stojący nieopodal
młodszy Kaulitz nie usłyszał. Tom uśmiechnął się zawadiacko, demonstrując
koledze dość charakterystycznymi ruchami przy klatce piersiowej, że jego
młodszy braciszek poznał atrakcyjną dziewczynę. Schäfer wybuchł śmiechem,
zwracając tym samym uwagę blondyna. Spojrzał się na nich spod byka i wyszedł do
pomieszczenia obok, gdzie znajdowała się skórzana kanapa, dwa fotele, stolik i
telewizor z konsolą do gier. Usiadł na miękkim fotelu, w pełni oddając się
czynności, jaką było wymienianie wiadomości z Marią.
Cóż, było trzymać serce na wodzy Kaulitz! Teraz będzie chlał, bo mu przykro, że skrzywdził dziewczynę -.- Nosz, a na drugi dzień esemesuje z druga i jeszcze sadzi, że jest zakochany xD Ogarnij tu takiego :D No, ale okej. Ja mu źle nie życzę. Tyle, że jego była zamierza mu rozpier.dolić życie, więc... Powinien ja zlikwidować xD Mimo wszystko, świetny odcinek :D Pozdrawiam! ;*
OdpowiedzUsuńKa, od uchlania się w trupa do esemesowania minęły dwa tygodnie, ale to nie zmienia faktu, że Bill jest dość dziwną postacią i jeszcze trochę swoim zachowaniem namiesza, by w końcu (mam nadzieję!) się ogarnąć. Mam niezły ubaw z kreowania go na takiego, co nie wie, czego w życiu chce, ale takim właśnie go widzę, więc... :D Oj Maddie namiesza, ale to już niedługo!
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńDopiero wczoraj natrafiłam na Twojego bloga, a dziś robisz mi kolejną niespodziankę w postaci nowego postu! i jak Cię tu nie uwielbiać?
UsuńPotrafisz podnieść ciśnienie. Bill zachowuje się strasznie nieodpowiedzialnie jeźdząc po pijaku. Miał dużo szczęścia opisanej nocy, jednakże szczęście bywa ulotne.
Ah, co to miłość potrafi zrobić z człowiekiem..
Adrianna, cała przyjemność po mojej stronie! ♥ Liczę, że jeszcze nie raz wywołam takie, powiedziałabym, dość skrajne emocje, bo mam pomysł na kilka scen do przodu, ale to już całkiem bliziutko :)
UsuńNie każdy ma tyle szczęścia, ale Kaulitzem targały emocje, z którymi nie był sobie w stanie poradzić. To trudna postać...
NO W KOŃCU! Już myślałam, że porzuciłaś to opowiadanie lub co gorsza - załamałaś się cenami biletów, tak jak ja xD Kurrr, wiem, że to nie miejsce na żale i lamenty, ale kutwa - zadzwonisz do mnie, nie? ;<
OdpowiedzUsuńCo do odcinka - Bill, chlejusie! Pociągnij ten wątek, proszę. Nayebany wokalista to ciekawy pomysł na scenę. Kocham tę jego ambiwalencję uczuć. Typowy Bill. Czekam na kolejny odcinek!
Twoja Kochana P ♥
P, pączusiu! :> Załamałam się, ale co zrobisz? Nic nie zrobisz... Zadzwonię, obiecuję, hahaha :D
UsuńMyślisz, że to dobry pomysł, hm? Sama nie wiem... Chociaż w scenie sama-wiesz-której to mogłoby zdać egzamin. Pomyślę o tym! ♥
Nowy szablon, te jego magnetyczne oczy, przyciągające wzrok na kilometr, ściągnięte brwi, mimika twarzy. Ubóstwiam ten szablon jeszcze bardziej niż poprzedni.
OdpowiedzUsuńBardzo, ale to bardzo Ci dziękuję za dedykacje. To już druga skierowana w moją osobę, ale zawsze tak samo się czuję. Każdy komentarz jaki zostawiam jest dla mnie ważny, mam zasady, którymi się kieruję i bez zostawieniu śladu nie czułabym się sprawiedliwie. A za wiadomości na fejsie nie musisz dziękować, sama przyjemność. Jeszcze nie przeczytałam, ale jestem pewna, że szósteczka wpadnie mi głęboko w mój trochę rozległy gust.
Jezus Maria, trzymajcie mnie. Ja wszystko rozumiem, ale żeby od razu się upijają. To było bardzo nieodpowiedzialne z jego strony, w ogóle ostatnio zachowuje się, według mnie, podejrzanie. Myślałam, że prędzej to upije się na ulicy i tam zostanie, ale gdy wsiadł do samochodu wszystko się rozjaśniło. Chciał zatopić swe smutki w butelce, a nawet w kilku, mocnego alkoholu. Kilka procent mu podskoczyło, potrzebne mu to w ogóle było? Bo, nie wydaje mi się. Przestraszyłaś mnie nie na żarty tym Tirem, już miałam najczarniejsze scenariusze przed oczyma, jednakże dobrze się stało. Bill jest bardzo emocjonalną osobą i dużo przeżywa, a jeśli musi to i nawet w samotności. Dodaj mu Marią otuchy, bo niedługo sam się w sobie pogubi. I Tom zdecydowanie nie powinien się tak zachowywać, niech choć on będzie tym, który zachował trzeźwość umysłu. Tak łatwo Billowi przeszło, zaledwie po jednej nocy? Nie wierzę i nie uwierzę. On musi to w sobie tlić, tam głęboko. Cieszę się, że Maria odpowiada na jego esemesy, z kimś w końcu musi rozmawiać. Cały zespół jest ogólnie świetny i ta atmosfera. Ale zdecydowanie Kaulitz musi ograniczyć palenie, ma kawał głosu, a w taki sposób łatwo go może stracić, znowu.
Czekam na ciąg dalszy i dużo weny Ci życzę! :3
Dee, ♥♥♥!
UsuńSzablon jeszcze nie skończony, nie podoba mi się taka forma i jeszcze dziś mam zamiar trochę się nim pobawić. To zdjęcie jest tak cudowne, że musiałam je wydrukować i wsadzić w ramkę! Uwielbiam jego mimikę. Seksowna i poważna zarazem.
Jak już pisałam wyżej, Bill będzie trudną postacią. Taką, która czasami zbyt pochopnie reaguje i potem żałuje swojego postępowania. Mam już zarys pewnego wątku, który wiem, że może nie spodobać się Czytelnikom właśnie przez zachowanie Kaulitza, ale właśnie tak go sobie wyobrażam - trochę niezrównoważonego. I tak, powinien przestać palić, bo to na zdrowie mu nie wyjdzie, ale widać, że nie znalazł jeszcze osoby, która odpowiednio o niego zadba i wybije mu papierosy z głowy!
Doczekałam się 6 rozdziału. Nareszcie! ;*
OdpowiedzUsuńWidzę, że nie tylko ja tu jestem załamana biletami ;/. No ale to nie o tym xd.
Nieodpowiedzialny i niedojrzały emocjonalnie Bill. A tak prostym słowem- pijak z niego! ;D
Mimo, że jakoś niespecjalnie wiemy dużo o Maddie jest mi jej bardzo szkoda. A to wspomnienie o wizycie w schronisku jeszcze bardziej mnie zdołowało. Ona delikatna, uczuciowa i zakochana po uszy, a on zachowuje się jak niedojrzały dzieciak. Wyszło na to, że (bynajmniej ja to bym tak odebrała na miejscu Mad, że pobawił się i zostawił. Chociaż w sumie... to raczej nie podobne do Billa)
Uwielbiam tą jego mieszaninę uczuć. Opisujesz ją tak realnie i doskonale tak jak zresztą wszystko, że za każdym razem czuje się, jakby Bill siedział obok mnie i sam mi to opowiadał. Widzę tę jego minę, ten żal i smutek w oczach, tą nieodpowiedzialność, zamieszanie, słysze jego głos. Matko, to jest być może dziwne ale tak cholernie wspaniałe.
Za każdym razem trafiam tu w odpowiedni momencie. Mój nastrój i humor idealnie współgrają z tym co tu znajduję. I wchodząc na twojego bloga i zaczynając czytać nowy rozdział mam potrzebę bycia z tym realnie nierealnym Billem.
Jesteś wspaniała w tym co robisz. Masz talent przekazywania poprzez zdania wszelkich emocji i uczuć. Uwielbiam Cię za to! ;*
Rozdział jak każdy świetny! I jak zawsze czekam z niecierpliwością na kolejny. Pozdrawiam ;*
Convulette, przemilczę kwestię z biletami, bo mogłabym o tym poemat napisać xDDD
UsuńNie znamy go na tyle, by wiedzieć, jaki jest, chociaż wydaje mi się, że to własnie on z bliźniaków jest tym niegrzeczniejszym. Tym, który łamie serca dziewczynom i traktuje je podobnie do Mad. Ale to tylko moje gdybanie. Bardzo mi miło, że tak odbierasz moje słowa! ♥ Staram się, by każdy odcinek był dopracowany pod względem emocji, ale nie zawsze jestem w stanie przekazać to, co siedzi mi w głowie i w efekcie zamykam Worda na kilka godzin, by potem napisać to w nieco inny sposób, ale koniec końców - opłaca się, bo w momencie dostania tak pięknego komentarza człowiekowi przechodzi cała złość na swoją twórczą niemoc! Końcówka Twojego komentarza bardzo mnie wzruszyła, dziękuję! :'*