sobota, 24 stycznia 2015

Rozdział czternasty


Bez zbędnych wstępów zapraszam na nowy rozdział!

_________________________________________________________________________

Ostry, potworny wręcz ból w podbrzuszu odebrał jej zdolność racjonalnego myślenia i poprawnego oddychania. Oparła się o zimną ścianę w ich wspólnej łazience i zjechała po niej bezwiednie. Zawyła głośno, kiedy ból nasilił się, zobaczywszy krew w miejscu, w którym siedziała.

- Co jest? – Przerażenie zmąciło jej umysł, a powiększająca się czerwonawa kałuża wprawiała w zaszokowanie. Nie była w stanie się podnieść, by sięgnąć po telefon zostawiony na szafce. Nie miała siły, by chociaż krzyknąć. Czuła, że powoli traci świadomość, a jej głowa osunęła się automatycznie na ramię. Przymknęła z żalem powieki, kiedy niemoc zastępowała ból…

Obudziło ją głośne pikanie aparatury medycznej. Niespiesznie i jakby z obawą o to, co zobaczy, otworzyła oczy, a przytłaczająca biel ścian i charakterystyczny szpitalny zapach uderzyły w nią obuchem. Momentalnie zaschło jej w ustach, a dziwne poczucie pustki, którego nie potrafiła zdefiniować, wzrastało z każdą sekundą. Za nic w świecie nie mogła sobie przypomnieć, co się stało. Próbowała się podnieść, ale wciąż była zbyt słaba. Brązowe włosy rozlały się po sterylnie białej poduszce, a Ria przymknęła powieki. Rozejrzała się po sali, jednak była w niej całkowicie sama. Nie czuła nic, prócz tego cholernego zapachu chloru zmieszanego z preparatem do odkażania dłoni.

W jej myślach panował chaos i kompletny nieporządek. Przerażał ją fakt, że nic nie pamiętała, choć jeszcze bardziej lęk budziła w niej samotność i to uczucie pustki. Przygryzła mocno wargę, a drzwi do jej sali otworzyły się. Kompletnie nie spodziewała się tego widoku – w progu stał jej ukochany Tom ze spuszczoną głową, zaciskając mocno pięści. Był zdołowany i przygnębiony, a na jego nosie spoczywały największe przeciwsłoneczne okulary, jakie posiadał. W milczeniu usiadł obok niej, na miniaturowym krzesełku i złączył ich dłonie.

- Co się stało? – Ria utkwiła w nim spojrzenie, ale Gitarzysta ani drgnął. Jeszcze mocniej ścisnął jej dłoń, wpatrując się w zagniecenia na szpitalnej pościeli. Nie wiedział, jak ma jej powiedzieć prawdę, z którą nie potrafił się pogodzić, a która tak boleśnie go dotknęła. Nie potrafił sobie wyobrazić, co poczuje ona. Kobieta, która właśnie straciła wymodlone przez obojga dziecko. – Tom? Tom! Powiedz coś, proszę! – Głos się jej załamał, a jemu ugrzązł w gardle. Nie potrafił spojrzeć w jej zapłakane oczy. Milczał, choć w jego myślach wrzało.

Mijały minuty, a on wciąż nie odezwał się słowem.

Świadomość powoli wracała, a ona rozumiała, dlaczego znalazła się w szpitalu. Wsparła się na łokciach, co obudziło znów ten nieprzyjemny ścisk. Zbliżyła się do mężczyzny, zsuwając z jego nosa wielkie okulary. Tom spojrzał na nią swoimi dużymi, ale podpuchniętymi i zaczerwienionymi oczyma, przytulając ją mocno do siebie. Gładził plecy, ani na moment nie wypuszczając jej dłoni ze swoich objęć.

- Przepraszam… Kiedy przyjechałem… Było za późno... – Szeptał, a nieprzyjemne poczucie winy wypełniło jego myśli. Nie mógł nic zrobić, prócz tego, by jak najprędzej zabrać Rię do szpitala, ale dziecka nie udało się uratować. Kobieta zalała się łzami, wyrywając się z jego objęć. Opadła ciężko na pościel, szczelnie się nią okrywając, a łzy bólu i bezradności, wymieszane z spływającym makijażem, moczyły śnieżnobiałą poduszkę.

- Wynoś się. – Ria sapnęła cichutko, nie zaszczycając Toma spojrzeniem. Wpatrywała się w pustą, sterylnie białą ścianę, podciągając nosem. – Nie słyszysz? Wynoś się! – Uniosła głos, a zaszokowany Gitarzysta, nie wiedząc, jak uspokoić kobietę, po prostu wyszedł. – No i świetnie! Żebym cię tu więcej nie widziała!

*

Wtulona w jego ciało, wdychała jego intensywny zapach żelu pod prysznic zmieszanego z perfumami. Ta mieszanka woni była dla niej idealną kompozycją, a zapach jego ciała zawsze wprawiał ją w osłupienie. Przy nim zapominała, jak poprawnie oddychać i jak racjonalnie zachowywać się. Był dla niej jak najlepszy, najbardziej uzależniający narkotyk.

Odkąd tylko go poznała, a od tego momentu mijały już prawie cztery miesiące, nie mogła przestać o nim myśleć. Każde spotkanie, z pozoru podobne do poprzedniego, było dla niej nowym doznaniem. To właśnie przy nim nauczyła się żyć pełnią życia i wyciskać je, niczym cytrynę. Garściami czerpała to, co los dla niej przygotował, ciesząc się sielanką, choć wiedziała, że wszystko jest ulotne i nie trwa wiecznie.

Ciesz się tym, co dzieje się teraz. Ciesz się każdą chwilą z nim spędzoną. Zasługujesz na to.

- O czym myślisz? – Lekko zachrypnięty głos Billa wyrwał ją z rozmyśleń. Odsunęła się od niego kilka centymetrów, by móc na niego patrzeć. Był piękny. Nie przystojny, ale piękny. Mimo zarostu ciągle miał tak delikatną urodę, do której wzdychało wiele kobiet. Przyglądała mu się, skupiając na tym, by nie patrzeć na jego usta, które przygryzał i oblizywał na zmianę.

- Prowokator. – Zaśmiała się lekko, wymierzając mu kuksańca w bok, a kiedy Bill spojrzał na nią z udawanym przejęciem, wybuchła śmiechem. Jej melodyjny śmiech wypełnił pomieszczenie, a blondyn wykorzystał chwilę rozkojarzenia dziewczyny, by przejąć nad nią dominację.

Przewrócił ją na plecy i zawisł na nią, blokując swoimi dłońmi jej ruchy. Swoimi szeroko otwartymi oczami wpatrywał się w jej niewyrażającą żadnych emocji twarz, po czym pochylił się i delikatnie przygryzł jej wargę, a jego uścisk zelżał. Oparłszy się na łokciach, raz jeszcze musnął jej wargi i opadł tuż obok dziewczyny, uśmiechając się szeroko.

- Chce o czymś porozmawiać. – Maria podniosła się do pozycji siedzącej, a koszulka, którą zeszłej nocy sobie przywłaszczyła, odkryła szczupły brzuch. Chłopak nabrał w płuca sporą dawkę powietrza i wypuścił je ze świstem, poprawiając dekoncentrujący kawałek materiału. – No, teraz możemy rozmawiać.

- O czym, Billy? – Wtuliła się w jego ramię, odnajdując ciepłą dłoń chłopaka, w którą wplątała swoją.

- O nas… – Jego niski ton głosu wprawił jej ciało w drżenie, a kiedy zbliżył się do jej twarzy tak, że dzieliły ich milimetry, oniemiała z wrażenia. Wciąż tak na nią działał, jakby dopiero co poznali się zeszłego wieczoru.

- O nas… – Powtórzyła za nim automatycznie, zachłystując się powietrzem, kiedy dotarł do niej sens jego słów. Zamrugała powiekami, ale Bill nie znikał gdzieś za mgłą. Wciąż siedział tak blisko, wpatrując się w nią, więc to nie mógł być sen. Nie mogła sobie tego uroić.

- Tak. Dokładnie… Widzisz… My wiemy, co się dzieje i nasi bliscy też to wiedzą, a przede wszystkim widzą. – Maria przygryzała nerwowo wargę, czekając na jego dalszą wypowiedź. Czuła do czego zmierza, ale chciała to od niego usłyszeć. Chciała zapamiętać każde słowo, by móc je potem odtwarzać w myślach i wracać do nich każdej nocy.

- Mów do mnie… – Szepnęła tak cichutko, a on ledwo usłyszał, co właśnie do niego powiedziała.. Nabrał więcej powietrza w płuca i kontynuował:

- Chcę zasypiać i budzić się przy tobie każdego dnia… Chcę wracać do mieszkania z myślą, że tam na mnie czekasz… Chcę całować cię na dzień dobry i kochać się z tobą na dobranoc. Rozumiesz? Chcę tego. – Zbliżył się do dziewczyny i ucałował jej drżące z emocji wargi. Nie kryła wzruszenia jego słowami, a on był z siebie dumny, że powiedział to, co chciał powiedzieć od dawna. Maria wtuliła nos w zagłębienie jego szyi, łkając cichutko.

Ich dłonie wciąż były złączone, a dziewczyna spazmatycznie łykała powietrze przepełnione jego zapachem. Analizowała w myślach to, co właśnie usłyszała. Nie zaproponował jej tego wprost, ale chciał stworzyć z nią prawdziwy związek, a co najważniejsze – chciał z nią zamieszkać. Uśmiechnęła się lekko, odsuwając się od chłopaka, któremu swoimi łzami zmoczyła szarą koszulkę. Posłała mu przepraszające spojrzenie, bo po raz kolejny rozkleiła się w jego towarzystwie.

- Ja też tego chcę, Bill. Od samego początku wiedziałam, że nie pozostaniesz mi obcy… Ale nie sądzisz, że to za wcześnie? Wszystko dzieje się tak szybko…

- Zauważ, że odkąd się poznaliśmy wszystko dzieje się w przyśpieszonym tempie, ale lubię to. – Uśmiechnął się szeroko, kiedy dostrzegł w jej oczach iskierki szczęścia. Jej niebieskie oczy były piękniejsze niż niejeden klejnot i lśniły, co za każdym razem doprowadzało go do eksplozji w podbrzuszu. – Chcę żebyś wprowadziła się do mnie jeszcze przed rozpoczęciem trasy. – Mruknął przeciągle w jej usta, odbierając oddech kilka sekund później.

Jego wargi napierały na jej, a ich języki tańczyły wokół siebie w tańcu namiętności i uniesienia. Coś ścisnęło go poniżej pasa, kiedy poczuł jej dłoń, wodzącą pod koszulką. Przyjemnie przesuwała opuszkami po jego szczupłym brzuchu, by zahaczyć niby przypadkiem o kolczyk w sutku. Chwilę potem wisiał nad nią bez koszulki, a drobne dłonie Marii przemieszczały się przez ramiona po kark, by zatrzymać się na napiętych mięśniach pleców. Dziewczyna westchnęła głośno, odchylając szyję, kiedy jego usta zjechały na linię żuchwy, dając mu tym samym pole do manewru.

- Chcesz tego? – Szepnął pomiędzy kolejnymi pieszczotami miękkiej i pachnącej skóry dziewczyny, a jej prawa dłoń zacisnęła się lekko na prześcieradle. Jego dotyk mącił jej w głowie, a pocałunki sprawiały, że miała ochotę na coś więcej. Pragnęła jego bliskości. Jego uwagi. Pragnęła czuć go całą sobą.

Nie odpowiedziała, bo doskonale widział to w jej oczach. Była na skraju podniecenia, gdzieś pomiędzy rzuceniem się na niego, a cierpliwym czekaniu na to, co dla niej przygotował. Sapnęła głośno, kiedy uniósł boki jej koszulki, odsłaniając brzuch. Zsunął się tak, by znaleźć się ustami na jego wysokości i pochylił, by delikatnie przygryźć wrażliwą skórę. Ustami wyznaczał mokre ślady w górę, kierując się w stronę piersi. Już miał pozbywać się przeszkadzającą mu koszulkę dziewczyny, kiedy rozdzwonił się jego telefon, przerywając tę intymną chwilę.

- Przepraszam. – Mruknął rozdrażniony, chwiejnym z podniecenia krokiem podchodząc do komody, na której wibrowała komórka. 

Nie musiał nawet patrzeć na wyświetlacz, bo rozchodząca się po pomieszczeniu piosenka Aerosmith oznaczała tylko jedną osobę – Toma. Odebrał przychodzące połączenie, opierając się o brzeg mebla. – No halo? Tak, jestem w domu. Coś się stało? Halo, Tom? Jesteś tam? Jak to w szpitalu? Co się stało? Co?! Chyba żartujesz… Nie rób sobie jaj, Tom! Ja pierdole, ty mówisz poważnie. Słuchaj, za 20 minut będziemy! Tak, to przecież żaden problem! Trzymaj się, braciszku. Za niedługo będziemy! – Rozłączył się, drżącymi dłońmi odkładając telefon na poprzednie miejsce.

Na nogach niczym z waty przeszedł niewielką odległość, by usiąść na brzegu łóżka. Jego twarz nagle pobladła, a dłonie zaczęły się pocić. Nie mógł uwierzyć w to, co powiedział mu Tom. Język ugrzązł mu w gardle, kiedy przestraszona i zatroskana Maria usiadła obok niego, obejmując jego dłoń.

- Bill, co się stało? – Jej ciepły ton głosu sprowadził go na ziemię, a czułe spojrzenie zachęciło do wyjawienia prawdy.

- Ria poroniła. Musimy do nich jechać. – Wypowiedział te słowa na bezdechu, a zaskoczona Maria kompletnie nie wiedziała, co powiedzieć. Przecież jeszcze kilka dni temu widziała się z Rią i nic nie wskazywało na tak drastyczny koniec jej ciąży!

Pięć minut później byli już w drodze do szpitala, a Bill miał wrażenie, że nigdy wcześniej nie złamał tylu przepisów na jednym, prostym odcinku drogi, ale jak to mówią – cel uświęca środki.

*

Przytłoczony myślami i cholernie beznadziejną sytuacją już drugą godzinę spędzał w szpitalnym barku. Wspomagał się kawami, ale wszystko to, co teraz działo się w jego życiu, przewyższało go. Nie potrafił racjonalnie myśleć, bo w głowie – niczym echo – wciąż odbijały się słowa Rii.

Wynoś się!
Żebym cię tu więcej nie widziała!

Miał ochotę wrócić do sali, gdzie leżała kobieta, ale lekarz, z którym rozmawiał kazał mu czekać. Kazał mu czekać, by pierwszy szok minął, ale on nie mógł dłużej zwlekać. Wiedział, że z każdą kolejną minutą kobieta potrzebowała go bardziej, a jednocześnie bał się kolejnego zawodu. Rozklejanie się nie było w jego zwyczaju, bo jak wielki Tom Kaulitz – bożyszcze młodych kobiet – może okazywać emocje? Zgrywał macho, choć tak naprawdę był wrażliwym człowiekiem, a przede wszystkim był ojcem, który właśnie stracił swoje ukochane dziecko.

Był.

Najciszej jak potrafił, nacisnął na klamkę do sali, na której leżała Ria. Lekko pchnął drzwi, które cicho skrzypnęły pod naporem jego ręki. Uważając, by nie zbudzić śpiącej kobiety, przysiadł na stojącym obok łóżka krześle, odgarniając z jej lekko opuchniętej twarzy kosmyki włosów.

Chwycił jej dłoń, gładząc ją delikatnie, a kilka łez stoczyło się po jego policzkach. Wiedział, że to nie po jego stronie leży wina, ale z każdą myślą o tym, co wcześniej powiedziała mu szatynka, coraz mocniej w to wierzył. Lekarz wyraźnie zaznaczył, że to wina natury, a nie ich, ale nie miał siły na kłótnie i słowne utarczki z kobietą. Westchnął głośno, kiedy drzwi ponownie skrzypnęły, a do sali cichaczem wsunął się Bill. Stanął tuż za nim, układając swoją drżącą dłoń na ramieniu brata.

- Jestem przy tobie. – Blondyn szepnął niemalże bezgłośnie, starając się zachować zimną krew, ale przez ich magiczną, bliźniaczą więź sam czuł to, co odczuwał jego brat. Starał się być tym, który podniesie Toma na duchu, bo nie mógł znieść widoku rozbitego bliźniaka. Wprawdzie nie wiedział, jak czuje się ojciec po stracie nienarodzonego dziecka, ale wiedział jedno – Tom całym sercem pokochał wymarzony, wymodlony wręcz owoc ich miłości.

Paradoks ludzkiego życia. Ci, którzy nie chcą mieć dzieci – mają je…

…Tymczasem tym, którym naprawdę zależy – szansa na bycie rodzicem odbierana jest w tak brutalny sposób.

Ale pamiętaj, Tom. Na zawsze pozostaniesz ojcem.

15 komentarzy:

  1. Cholera, końcówka trafiła wprost do mojego serca... Właściwie, dziś przy rozmowie z mamą na temat dzieci, powiedziałam dokładnie to samo. Dlaczego tak jest, że ci, którzy marzą o potomstwie - nie mogą doświadczyć tego cudu, jakim są narodziny dziecka? Nie chcę się rozklejać, bo to nie miejsce na osobiste przemyślenia własnego życia, ale... Ja tak strasznie kocham dzieci! :(
    Ehhm, przecież chodzi tu o Twoje opowiadanie! Już się poprawiam! Życie pisze własne scenariusze, dlatego nie może być wiecznie dobrze. Szkoda tylko, że ucierpiało na tym dziecko i oczywiście rodzice. Dobrze jednak, że Tom ma przy sobie Billa, który jest gotów pomóc chociażby swoją obecnością. Niestety Ria zrzuciła na T. podwójny ciężar, bo zamiast razem radzić sobie z sytuacją, on będzie jeszcze musiał radzić sobie z nią... Mam nadzieję, że da sobie radę.

    PS. Ja także jestem zdania, że B. i T. nie są przystojni, są piękni. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mileahnne, no... To paradoks życia właśnie! Znam takie osoby, dla których dzieci to czyste przekleństwo i znam również osoby, które marzą o tym, by zostać mamą/tatą, a z różnych względów nie mogą i/lub ciąża zostaje przerwana. To niesprawiedliwe :(.
      Dokładnie, nie zawsze jest kolorowo, ale wiem, ze po czarnych chmurach zawsze wychodzi słońce, więc jeszcze mają szansę na dzidziusia. (O ile Ria mu wybaczy, co wyjaśni kolejny odcinek) :).

      High five! Mogliby podzielić się tymi wspaniałymi genami, a nie tak się marnują... :D.

      Usuń
  2. Piękne. Wiem, że zasnę dzisiaj z tą historią.
    Dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. unnecessary, to ja dziękuję! Cieszę się, że moja historia Ci się podoba! ♥♥♥

      Usuń
    2. 'Połknęłam' ją dosłownie w jeden wieczór. Tak lekko się to czyta.

      Usuń
  3. Popłakałam się przez Ciebie! Jezu, wróć wyje, a nie płaczę! Jak mogłaś to zrobić Tomowi i Rii? Mimo, że tak jej nie cierpię to jest mi jej tak szkoda... A jeszcze opis uczuć i załamania Toma- przestałam reagować na cokolwiek. Patrzyłam w jeden punkt, a łzy leciały mi same.
    Dobra, koniec! Już nie płaczę i przestaję pisać o przykrych momentach w tym rozdziale, które mimo wszystko były idealnie dopracowane i napisane.
    Co do Billa i Marii- tak! W końcu Bill zrobił coś konkretnego, a nie tylko zwykła, monotonna egzystencja. Oboje zrobili krok do przodu, który mam nadzieję, że wyjdzie im na dobre ;). Kochają się, więc niech pielęgnują tę miłość, a ja niecierpliwie czekam na owoce ich miłości.
    No i na rozwój naprawdę przykrej i bolesnej sytuacji dla Toma i Rii. Wierze, że im się uda, podniosą się po porażce i będą od nowa budować swoje szczęście.
    Życzę weny Martie i przepraszam za opóźnienie ale miałam problemy techniczne z laptopem. To się więcej nie powtórzy :D. Pozdrawiam <3 ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Convulette, nie płacz! :*
      Wiem, że jestem chamska, bo zniszczyłam ich szczęście, ale życie jest nieprzewidywalne i nie zawsze układa się po naszej myśli... Wbrew zasady, by nie było zbyt kolorowo... Ale powiem (a w zasadzie) napiszę Ci jedno - po burzy zawsze wychodzi słońce!
      Pisząc ten rozdział podobnie się ekscytowałam, że w końcu Kaulitz coś ruszył, a nie! Ileż można być pasywnym? Wziął chłopak sprawy w swoje ręce i na razie jest dobrze. Zobaczymy, co mi wpadnie do głowy.

      Usuń
  4. Nie wiem, czemu dopiero teraz komentuję, chociaż nie - wiem! Sesja ;x To dziadostwo mnie wykończy! No, ale wracając do tego, co chcę napisać odnośnie odcinka.

    Dlaczego im to zrobiłaś, co?! :O Już wyobrażałam sobie Toma jako ojca, a tu proszę - przykra niespodzianka! Wiem, że takie rzeczy się zdarzają, ale czemu akurat osobom, które bardzo chciały tego dziecka? Tego nie pojmuję.

    No i w końcu Kaulitz zrobił pierwszy, poważny krok względem Marii! Już myślałam, że nie doczekam się tej chwili, kiedy to Pan Kaulitz zdobędzie się na takie wyznanie. Jestem pełna podziwu dla tej sceny, bo wyszła ci fenomenalnie! Pisz kolejny odcinek, bo już nie mogę się doczekać! ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. P, życie jest okrutne i choć wiem, że to ode mnie zależą ich losy, nie mogło być wiecznie super i cukierkowo. Życie takie nie jest, ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło! Pamiętaj.
      Dzięki! ♥ Starałam się i długo siedziałam nad tą sceną, by wyszła taka jaka wyszła. A co do Kaulitza - należą mu się brawa! xD

      Usuń
  5. Tak sobie teraz myślę... i stwierdzam, że jesteśmy okrutne dla Toma. Tak, obydwie... ;< Czemu on nie może być po prostu szczęśliwym tata?
    Ostatni watek wzruszył mnie totalnie. Ta braterska więź... Te słowa: "Jestem przy tobie"... Przykro mi, że tak się to potoczyło ;(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ka, oj jesteśmy :( Ale! Żeby nie było, że Tom wiecznie taki nieszczęśliwy jest - nie jestem taka okropna i w końcu doprowadzę do tego, by i starszy zaznał szczęścia i spełnił marzenie o rodzicielstwie! ♥
      Zazdroszczę im tej więzi.. Ja z moją siostrą zupełnie nie możemy się dogadać, a oni... Idealne rodzeństwo nie tylko w naszych opowiadaniach!

      Usuń
  6. Marto, nie wiem czy mam Cię jeszcze bardziej pokochać, za idealny opis tego, co zgotowałaś Tomowi, czy też znienawidzić, również za to, co przygotowałaś dla Toma.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ada, to może coś po środku? :)
      Niemniej jednak dziękuję za słowa uznania, co do opisu sceny! Płakałam, pisząc ją i pisząc kolejną do piętnastki...

      Usuń
  7. To bylo tak piekne i tak smutne,ze nie moglam powstrzymac lez. Z jednej strony Bill,ktory odnalazl swoj spokoj i szczescie a z drugiej Tom ,ktoremu caly swiat zawalil sie w ulamku sekundy...
    Cudownie wyszedl Ci te rozdzial :) zycze duzo weny :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Wszystko, co dzisiaj czytam przyprawia mnie o łzy, które ciurkiem spływają mi po rozgrzanym od emocji policzkach.
    Nie wiem, czy będę w stanie napisać Ci tutaj dzisiaj coś konstruktywnego, obawiam się, że jednak nie.
    Bałam się tego, bałam, że jednak Rii nie uda się donosić tego dziecka, ale nie chciałam tego mówić na głos. Cóż, moje przypuszczenia się ziściły. Chyba nie powinnam myśleć o takich rzeczach, bo potem czytam o nich w opowiadaniach. Krew, nienawidzę tej cieczy, zawsze zwiastuje coś niedobrego. Aczkolwiek ubóstwiam jej zapach i metaliczny smak, co, muszę przyznać, nie jest normalne. Rozumiem, dlaczego nie chce widzieć Toma, ale doskonale też wie, że to wcale nie jego wina, że to wszystko mogło się zdarzyć każdej parze. Nikt nie mógł mieć na to wpływu, a teraz z pewnością potrzebuje silnych ramion mężczyzny, ciepła otuchy, najzwyczajniej w świecie bliskości drugiej osoby. Niech go od siebie nie odsuwa, to byłaby najgorsza z możliwych dezycji. A przynajmniej tak mi się wydaje. Podoba mi się natomiast to, że Mar i Bill powiedzieli sobie, co chcieli. Czego pragną i że naprawdę im na sobie należy. Nie powiem, Bill jest prowokatorem, ale czyż nie jest to urocze? Oczywiście, że jest. Tutaj nie można zaprzeczać. Tylko, jak oni wszyscy to udźwigną? Dadzą radę, prawda? Wszyscy są silni, niech trzymają się razem.
    Skomentowałam ten, to teraz idę czytać następny! :3
    Szablon- podoba mi się, ale nie tak bardzo, jak poprzednie.

    OdpowiedzUsuń

Drogi Czytelniku!

Będzie mi bardzo miło, jeśli po przeczytaniu rozdziału zostawisz swoją opinię!

Dziękuję! :-)