Wbiegł do studia zmęczony, jakby właśnie przebiegł maraton. Pot spływał z jego skroni, a on przez kilka dobrych minut nie mógł uspokoić oddechu. Rozejrzał się błagalnym wzrokiem, poszukując chociaż namiastki jej obecności, bo gdzieś wewnątrz miał nadzieję, że może doszła do studia bocznymi alejkami, ale jego intuicja go zawiodła. Nie dostrzegł jej, a fala nieokreślonego strachu rozlała się w jego podbrzuszu, powodując drżenie rąk i przyśpieszoną akcję serca.
Bał się. Cholernie się bał, bo
nie wiedział, co doprowadziło jego ukochaną Marię do takiego stanu. Przecież
nigdy wcześniej nie dał jej żadnego powodu, by mogła posądzać go o zdradę! Ba,
nigdy nawet nie poczuł pociągu do innej kobiety. A jednak…
Osunął się po ścianie głównego
pomieszczenia dla zespołu, próbując uspokoić myśli. Przed oczami wciąż widział
jej zapłakaną twarz, przez co czuł się jak skończony drań. Kiedyś, bardzo dawno
temu, przysiągł sobie, że nigdy więcej nie będzie powodem łez swoich bliskich,
czego nie potrafił się trzymać. Świadomie lub nie ranił kobiety, ale tym razem
miało być inaczej. Mieli być szczęśliwi
bez względu na wszystko, a on kolejny raz zawiódł.
- Laptop! –
Poderwał się nagle, przerywając nadchodzącą burzę czarnych myśli. Dopadł się do
komputera, sprawdzając historię wyświetlanych stron, ale nic nie układało mu
się w logiczną całość i już miał wyłączać sprzęt, kiedy odruchowo sprawdził
prywatną pocztę. I zamarł.
Zamarł, a potem wybuchł śmiechem,
nie mogąc uwierzyć w całą tą absurdalną sytuację.
Czym prędzej chwycił za kluczyki
swojego białego Audi i w pośpiechu nabazgrał kilka słów dla Toma, by się nie
martwił. Wybiegł ze studia, wsiadając za kółko. Przekręcił kluczyk w stacyjce,
odpalił silnik i z piskiem opon wyjechał z posesji. Przemierzał kolejne
kilometry, nie zważając na sygnalizację, by jak najszybciej znaleźć się w ich
mieszkaniu. Zatrzymał się jedynie przy niewielkiej, jeszcze czynnej kwiaciarni,
kupując bukiet czerwonych, jej ulubionych róż. Z sztucznym uśmiechem
przyklejonym do twarzy opuścił kwiaciarenkę, mając pewność, że młoda florystyka
go rozpoznała, ale nie zważał na to. Ostrożnie ułożył bukiet na przednim
siedzeniu i wcisnął pedał gazu, zaciskając smukłe palce na kierownicy tak
mocno, aż pobielały mu kłykcie. Oddech stał się przyśpieszony, kiedy zaparkował
kilka metrów od klatki schodowej, nie mając pewności, co zobaczy wewnątrz
mieszkania. Z ulicy nie dostrzegał żadnych oznak jej obecności. Nie paliła się
żadna lampka, ani nawet świeczka, a okno – jak zazwyczaj uchylone – teraz
pozostawało zamknięte. Drżącymi dłońmi
złapał za bukiet i niepewnym krokiem ruszył w kierunku wejścia do wieżowca.
Minął portiera, który machnął mu na powitanie, ale nie zaszczycił go nawet
cieniem uśmiechu. Z irytacją oczekiwał na windę, a tych kilka sekund było dla
niego wiecznością. Kiedy w końcu znalazł się na odpowiednim piętrze, wyczuł jej
zapach, którego nie pomyliłby z żadnym innym. Uśmiechnął się lekko, bo teraz
był już pewien, że jest tutaj.
I się nie pomylił.
Siedziała skulona w kącie salonu,
a blond kosmyki zakrywały znaczą część jej twarzy. Słyszał, jak spazmatycznie
oddychała. Słyszał, jak łkała, ale bał się wykonać jakikolwiek ruch, by jej nie
wystraszyć. Przez kilka chwil wpatrywał
się w jej dygoczące ciało i pluł sobie w brodę, że doprowadził ją do takiego
stanu, bo przecież mógł jej to wyjaśnić na tej cholernej polanie...
Ostrożnie stawiał kolejne kroki,
a kiedy Maria podniosła na niego swoje zapłakane spojrzenie – nie wytrzymał.
Odrzucił kwiaty na stojącą nieopodal kanapę i podbiegł do niej, klękając tuż
przed jej mokrą od łez twarzą. Złapał ją za podbródek, by móc spojrzeć w te
piękne oczy, teraz przyćmione smutkiem i rozczarowaniem. Nachylił się w jej
kierunku, układając swoje drżące dłonie na mokrych policzkach dziewczyny, a
kciukami starł świeże łzy, toczące się śladami rozmazanego makijażu.
- Dlaczego…? –
Odezwała się na cicho, jednak na tyle głośno, by ją zrozumiał. Ułożyła swoją
dygoczącą dłoń na jego i przejechała po niej opuszkami palców, jakby starała
się zapamiętać fakturę jego skóry. Zaciągnęła się mocno powietrzem
przesiąkniętym do granic możliwości jego zapachem i wykonała krótki gest,
którym zaskoczyła nawet samą siebie.
I z pewnością zaskoczyła też
Billa, który kompletnie się tego nie spodziewał.
- Co do…? –
Mruknął kompletnie wybity z pantałyku, przykładając dłoń do pulsującego
policzka. Spojrzał na przerażoną dziewczynę, która patrzyła to na niego, to na
swoje palce, które boleśnie odcisnęły się na delikatnej skórze Wokalisty,
pozostawiając cztery czerwone ślady. – Czy ty mnie właśnie uderzyłaś? – Bill
spojrzał na nią wymownie, a po chwili wybuchł szczerym i niepohamowanym
śmiechem.
Śmiechem, który przecież tak
uwielbiała i w który mogłaby wsłuchiwać się godzinami. Już miała pogładzić
nieblednący policzek chłopaka, kiedy w ostatniej chwili odezwało się jej
sumienie.
Głupia idiotka! Przecież on cię zdradza, bawi się tobą, a ty chcesz go
przeprosić?!
Cofnęła speszona rękę, chowając
ją do kieszeni i spuściła wzrok na swoje stopy. No tak, już prawie zapomniała,
co wydarzyło się kilka godzin temu. Już prawie dała ponieść się emocjom i chęci
zbliżenia do mężczyzny, który zawrócił jej w głowie, a który okazał się być
zwykłym dupkiem.
Grzeczna dziewczynka. A teraz wygarnij mu wszystko, co o nim myślisz.
No dalej, zrób to!
Nabrała gwałtownie powietrza i z
żalem przymknęła wciąż zaczerwienione, piekące powieki. Musiała powiedzieć mu
to, co od kilku godzin kłębiło się w jej myślach i nie pozwalało uspokoić.
Musiała wyrzucić to z siebie, by uwolnić się od narastającego w niej strachu
przed burzą.
- Jak mogłeś? Po
tych wszystkich słowach, gestach, zapewnieniach? Jak mogłeś? – Zaczęła cicho,
wypowiadając dokładnie każde pojedyncze słowo. Patrzyła na niego szeroko
otwartymi oczyma, doskonale zdając sobie sprawę, jak bolesne dla niego okazały
się te zlepki przypadkowych liter, układające się w słowa.
- Zanim
zaczniesz…
- Milcz, do
cholery! Myślisz, że interesuje mnie twoje tłumaczenie?! Bo pewnie zaraz
usłyszę, że to przypadek, że nie chciałeś, że nie miałeś pojęcia, jak to się
skończy… Nie jestem idiotką, Bill!
Jesteś, skoro dałaś mu się uwieść i uwierzyłaś tym pięknym tęczówkom,
tym idealnie skrojonym ustom, które wypowiadały te idealne słowa, dając ci
złudne poczucie bezpieczeństwa.
- Maria, daj mi
coś powiedzieć! Caroline nie jest żadną kochanką, tylko moją kuzynką,
rozumiesz? K-U-Z-Y-N-K-Ą! Źle zinterpretowałaś całą tę sytuację… – Przywarł jej
drżącym od nadmiaru emocji ciałem do chłodnej ściany i splótł ich obie dłonie w
taki sposób, że nie mogła mu się wyrwać. Swoim palącym spojrzeniem zmusił ją,
by spojrzała w jego błyszczące tęczówki, a kiedy miał pewność, że jej uwaga
skupiła się tylko na nim, kontynuował: - Przepraszam… Małpko, tak bardzo cię
przepraszam za tę beznadziejną sytuację. – Nachylił się w jej kierunku i
ucałował mokre policzki. Przesunął wargami w kierunku ust i delikatnie, trochę
nieśmiało musnął je, oczekując jej reakcji.
A ta była niemal natychmiastowa.
- C-co? To są
jakieś żarty? Powiedz, że tak! Że zaraz wpadnie tu ekipa z kamerą i ktoś
krzyknie: mamy cię! Powiedz… – Dziewczyna wybuchła płaczem, uderzając w
jego pierś zaciśniętą piąstką. Przez chwilę motała się w jego ramionach, aż w
końcu przestała, wtulając się mocniej w jego ramię i wciąż nie przestając
szlochać.
Kilka kolejnych, długich minut
kołysał jej ciałem w prawo i w lewo, w przód i w tył, a kiedy miał pewność, że
Maria wyciszyła się i zasnęła, delikatnie wstał i przeniósł ją na kanapę, okrywając
szczelnie ciepłym kocem. Zasłonił też okno, by promienie słońca nie
przeszkodziły jej we śnie i ostrożnie wyszedł z pomieszczenia z zamiarem
spędzenia kilku godzin w samotności.
*
Przemierzała długi korytarz Freie
Universität, skupiając na sobie ciekawskie spojrzenia wielu osób. Od kiedy rano
minęła główne wejście uniwersytetu, czuła, że jest na językach innych
studentów. Szła z głową dumnie uniesioną ku górze, a po jej ramieniu spływał
długi warkocz. Zwiewna, dziewczęca sukienka w kwiaty na cienkich ramiączkach
dodawała jej niewinności, a stukot niewysokich sandałków odbijał się echem od
ścian. Czuła się dziwnie, a jednocześnie miała ochotę dzielić się swoim
szczęściem z całym światem. Chciała im powiedzieć, jak bardzo jest szczęśliwa,
jak bardzo zakochana i jak bardzo szaleje za jednym z najpopularniejszych
Niemców. Chciała, ale nie mogła. Przynajmniej na razie.
Tuż za nią szła Olivia, które od
rana nie była w sosie. Maria zdawała sobie sprawę, że jeśli teraz ktoś całkiem
przypadkiem stanie im na drodze, dziewczyna nie wytrzyma i wyładuje skumulowaną
w niej negatywną energię. Nie mogła pogodzić się z tym, że dawca dla jej synka
w ostatnim momencie przekierowany został dla bardziej wymagającego pacjenta.
Trzeba czekać, Panno Kastner – tych kilka pieprzonych liter huczało w jej
bolącej głowie i wracało do niej niczym mantra.
- No proszę,
kogo my tu mamy… – Przed Marią stanęła trzyosobowa grupka studentek. Dwie z
nich kojarzyła jedynie z korytarza, a trzecią z zajęć. Patrzyły na nią
zawistnym i zazdrosnym spojrzeniem, jakby była im coś winna. Na początku nie
wiedziała, o co mogło im chodzić, ale kiedy jedna wyjęła z kieszeni telefon i
pokazała jej wczorajsze zdjęcie ze swojego konta na jednym z portali
społecznościowych, zrozumiała. Miała do czynienia z jego fankami. Dlaczego nie
wzięła tego pod uwagę przed opublikowaniem zdjęcia?
- Nie rozumiem,
o co wam chodzi. – Powiedziała pewnym głosem zupełnie niewzruszona. Nie mogła
przecież dać po sobie poznać, że ten nagły atak coś dla niej znaczy. Poza tym,
to zdjęcie jak każde inne, które Bill zrobił sobie z fanami. Po prostu stanął
obok niej i schował – na jej prośbę – ręce do kieszeni. Wyglądali normalnie. On
– gwiazda muzyki i ona – przeciętna blondynka, która podeszła do niego na
jednej z berlińskich ulic. Nie napisała
też nic, co mogłoby zostać opacznie odebrane.
- Jeżdżę za
Kaulitzem wszędzie, gdzie tylko mogę i co?! Ani razu nie zgodził się na
zdjęcie! – Żachnęła jedna z nich, wymierzając w dziewczynę oskarżycielko
palcem. Kolejna prychnęła głośno pod nosem, a trzecia, rudowłosa Valerie
posłała jej spojrzenie w stylu wiem więcej, niż ci się wydaje. Uważnie śledziła
każdy jej ruch, jakby szukając jakiegoś słabego punktu. Czegokolwiek, co
mogłoby zdradzić narastającą w Marii panikę i chęć ucieczki tam, gdzie nie
dosięgnie ich ciekawski wzrok tych dziewczyn – w jego ramiona.
- Może nie
jesteś wystarczająco ładna? – Zakpiła Olivia, wtrącając się do rozmowy.
Zmierzyła je wściekłym wzorkiem i zacmokała z ironią. Nie miała dzisiaj ochoty
na słowne utarczki, ale musiała stanąć w obronie przyjaciółki, bo widziała jak
ta pobladła z przerażenia, starając się wyjść z tej dziwnej sytuacji obronną
ręką.
- Wy tak
zawsze? – Val zaśmiała się pod nosem, robiąc krok w przód. – Czyżby naszej najlepszej
studentce na roku zapomniało się, jak używać aparatu mowy?
- Za to ty
tylko pieprzysz bez sensu, a pamiętaj… – Mruknęła znudzona Liv, spoglądając na
blondynkę, której twarz powoli nabierała zdrowych rumieńców. – Pies, który dużo
szczeka, mało gryzie, czy jakoś tak.
- Odezwała się
Wielka Obrończyni Schulzówny. Ta sama, którą mój brat zaliczył i zostawił z
dzieciakiem… – Valerie zaśmiała się, a zaraz po niej dziewczyny
stojące obok zachichotały niemal równocześnie. Usta Liv zacisnęły się w cienką
linię, a tęczówki przybrały znacznie ciemniejszy odcień niebieskiego.
- Wydaje mi
się, że nie mnie braciszek pilnuje na każdym kroku. – Ułożyła ręce na biodrach,
a z ust rudowłosej zniknął cwany uśmiech.
- Jeszcze
słowo, a powiem twojej najlepszej kumpelce, co wyprawiasz za jej plecami… –
Olivia poczuła, jak wszystkie jej mięśnie napinają się. Skąd ona mogła to
wiedzieć?! Musiała grzebać w rzeczach Andreasa! Syknęła coś pod nosem, a Val
uśmiechnęła się triumfalnie.
- Może mi ktoś
wyjaśnić, co się tutaj dzieje? Olivia? – Maria spojrzała na przeraźliwie bladą
przyjaciółkę, zupełnie nie rozumiejąc tej absurdalnej wymiany zdań. Ta milczała
jak zaklęta, a po chwili uderzyła w rozradowaną Val najcięższą artylerią, a
przynajmniej tak się jej wtedy wydawało.
- Myślę, że to
co wiesz nijak ma się do tego, co wiem ja… – Zaczęła łagodnie, podchodząc
bliżej dziewczyny. Stanęła kilka centymetrów przed jej twarzą i dłonią uniosła
jej podbródek. – Jestem ciekawa, czy twoje koleżaneczki wiedzą, że braciszek
nie pozwala ci używać Internetu… I że każe cię za każdą dwóję w indeksie…
Traktuje cię jak dziewczynkę z podstawówki, a nie dorosłą kobietę… – Teraz to Liv dominowała. Valerie nabrała
powietrza w płuca, układając w myślach to, co chciałaby powiedzieć kompletnie
wybitej z pantałyku Marii.
- Więc jeśli ty
wyciągasz moje brudy na światło dzienne… Ja chętnie podzielę się swoją wiedzą z
Marią… – Zwróciła się w jej kierunku, odpychając od siebie Olivię. – Widzisz, nawet
nie wiesz, że twoja - pożal się - przyjaciółka dostarcza informacji…
- Zamknij się!
– Podniesiony ton głosu wściekłej Olivii odbijał się echem od prawie pustych
ścian uczelni, a jej spojrzenie – gdyby miało taką moc – natychmiast uciszyłoby
podekscytowaną Val.
- …Mojemu
bratu. – Dodała z cwanym uśmiechem, a Marię zatkało.
- Jak to
twojemu bratu? – Głos jej drżał. Poczuła się tak, jakby ktoś mocno kopnął ja w
brzuch, a wszystkie wnętrzności zawirowały niebezpiecznie.
- Mari, to nie
tak! Wszystko ci wytłumaczę! – Płaczliwy wręcz ton głosu Liv jeszcze bardziej
ją zdenerwował. Nawet nie spostrzegła, kiedy po jej policzkach zaczęły spływać
gorące łzy, tworząc czarne strużki z czarnej, niby wodoodpornej, maskary.
- Co tu jest do
tłumaczenia? – Prychnęła złowieszczo Val. – Tu nie ma czego tłumaczyć. Kasa,
moja droga. Liczy się kasa, którą Olivka dostała za te informacje… Z kim się
spotykasz… I gdzie. – Z udawanym przejęciem w głosie zdradzała kolejne szczegóły ich
niegdyś tajnego układu.
- To prawda? –
Maria szepnęła cichutko, a Olivia potwierdziła skinięciem głowy. To był cios
poniżej pasa, którego spodziewałaby się od najgorszego wroga, a nie
przyjaciółki. – Zawiodłam się… Tak cholernie się zawiodłam, rozumiesz?! I wiesz
co? Wiesz, że gdybyś zwróciła się o finansową pomoc, pomogłabym ci! Nawet
kosztem egzystowania cały miesiąc na śmieciowym jedzeniu! – Podniosła głos, a
przed oczami zobaczyła setki czarnych, migocących plam.
- Mari,
zaczekaj! Posłuchaj mnie, proszę! – Olivia nie dawała za wygraną, jednak
blondynka nic sobie nie robiła z tej krzyków i próśb.
Szła szybkim krokiem mijając
ciekawskich gapiów. Po chwili zniknęła w jednym z korytarzy, które prowadziły
do głównego wyjścia. Wybiegła z budynku, nie hamując łez toczących się po jej
policzkach. Czuła się jak pionek w durnej grze między Olivią a bratem Valerie, zraniona
i oszukana przez jedną z dwóch najważniejszych osób w jej życiu. Drżącymi
dłońmi wyjęła telefon z torebki i wystukała:
Ja: Przyjedź po mnie, proszę…
Będę czekać w parku niedaleko wydziału.
*
Zobacz także: the favour.
Trochę krótko, ale cieszy mnie fakt, że wróciłaś <3
OdpowiedzUsuńNie mam dziś sił na długie rozpisywanie, wybacz. Dobrze, że Bill wyjaśnił, że Caroline to kuzynka. Chociaż, faceci zawsze się tak tłumaczą ;p Myślę, że Maria musi go teraz mieć na oku! :D Moim skromnym zdaniem ta pseudo przyjaźń z Olivią powinna dobiec końca. Właściwie, Liv sama do tego doprowadziła już dużo wcześniej. Ale może Maria jej wybaczy?
Nie znikaj już, Kochana, tylko pisz kolejne rozdziały :)
Wiem, że króciutko, ale następny odcinek powinien być dłuższy. Chociaż jak na mnie pięć stron w Wordzie to całkiem sporo ;).
UsuńI ja się cieszę, że Ty się cieszysz! <3 Naprawdę brakowało mi pisania, odpisywania na komentarze i tej blogowej atmosfery. A Liv... Cóż, dobrze to określiłaś - pseudo przyjaźń - coraz powszechniejsze zjawisko w naszych czasach, niestety. A czy Maria jej wybaczy? Tego nie wiem nawet ja :D Czas pokaże, co z tego wyniknie.
♥ Właśnie biorę się za pisanie, póki wena jest!
Boże Martie, Kochana wróciłaś! <3 Tak się ciesze, że nawet nie masz pojęcia ;). I mimo, że zalegam z połową opowiadań to jednak zaczynam od Twojej historii :D.
OdpowiedzUsuńJestem szczęśliwa, że między Marią a Billem już jest okej. Wytłumaczył jej wszystko i jestem już spokojna. W sumie mógł powiedzieć jej to wcześniej tzn. że jest ktoś taki jak Caroline, że to jego kuzynka. No ale, wiadomo- faceci nie myślą, że tak powiem przyszłościowo :D. Natomiast nabawiłam się strachu czytając przemyślenia Marii w chwili, gdy do mieszkania wpadł Bill. Chociaż wiem, że Kaulitzowie potrafią być stanowczy, to jednak bałam się, że Maria nawrzeszczy na niego, zanim biedak cokolwiek zdąży powiedzieć ;)).
Ach no i rozczuliłaś mnie zarówno dziś jak w ostatnim rozdziale tą ''małpką''. Nie wiem dlaczego, ale z ust Billa jest to tak przeurocze, że uśmiech mi sam wyskakuje na twarzy :3.
Ta Olivia nie podoba mi się od samego początku... Mimo, że mam wahania w stosunku do niej. Raz sądzę, że po prostu jest pogubiona, że robi to dla syna, a za chwilę biorą mnie na nią takie nerwy... Przykra sytuacja, zarówno dla niej, a tym bardziej dla Marii. Tak jak wspomniałaś- fałszywa przyjaźń w naszych czasach robi się coraz popularniejsza.
Czekam Martie na kolejny rozdział i nie znikaj już na tak długo! ;) Buziaki <3 ;*
PS. przepraszam za usunięcie poprzedniego komentarza, ale dopatrzyłam się błędu ;/ :D. Wybacz.
Wróciłam, wróciłam, bo już się stęskniłam za Billem, za Marią i za moimi kochanymi Czytelniczkami! ♥ Jejku, bardzo mi miło, że zaczęłaś ode mnie! Zresztą, rozumiem Twój ból, sama mam do nadrobienia maaaasę opowiadań i muszę to powoli ogarnąć.
UsuńBill jest... dziwny xD Czasami aż sama się dziwię, że reaguje w taki, a nie inny sposób i szczerze powiedziawszy, jeszcze nie raz pokaże tę swoją dziwną stronę. A ,,małpkę" sama uwielbiam! <3
Z tą przyjaźnią tak teraz jest, że w większości przypadków to tylko pozorna relacja, a przy najbliższej okazji ,,przyjaciel" zadaje nam cios prosto w serce... Że też ta fałszywość jest domeną naszych czasów, eh...
Nie chcę niczego obiecywać, ale mam już sporo tekstu na nowy odcinek, więc oczekiwanie nie powinno być takie długie, więc trzymaj kciuki, by wszystko poszło po mojej myśli! ♥
Buźka!
Wow, niezłą niespodziankę mi zrobiłaś tym odcinkiem, bo już myślałam, że do emerytury się nie doczekam! xD I wiesz co? KOCHAM ten odcinek, naprawdę! W końcu ten dupek aka Bill się ogarnął i wytłumaczył Marii. Wchodząc w link czułam, że znowu coś będzie się działo (z negatywnym wydźwiękiem) i co? Nie myliłam się. Dobrze, że Maria poznała prawdę, bo ileż można być dwulicową przyjaciółką? O ile Olivia w ogóle nią była...
OdpowiedzUsuńPisz szybciutko kolejną część, zanim zapuszczę korzenie od czekania.
Szczerze? Dla mnie samej publikacja tego rozdziału była niespodzianką. Pracowałam nad nim długo i jak widać - opłacało się :) Cieszę się, bardzo się cieszę, że dwudziestka Ci się spodobała! ♥
UsuńKolejne dobre stwierdzenie w kierunku Olivii... Ale czy była, czy też nie, wyjaśni się w kilku kolejnych odcinkach.
No i piszę, piszę, mam już dwie strony xD
Długo cię nie było. W tym czasie zdążyłam napisać matury pisemne, zdać matury ustne, skończyć Pornografię Uczuć i porządnie wypocząć. Wiesz, że wczoraj nawet zastanawiałam się, co się z tobą stało?
OdpowiedzUsuńWarto było czekać. Odcinek jest naprawdę świetny, choć przyznam szczerze, że trochę brakowało mi relacji Marii z rozmowy z Billem, kiedy ten wrócił do domu. Ale teraz nie to zaprząta moje myśli, bo już nie mogę się doczekać następnego odcinka. Zapowiada się ciekawie :)
Długo za długo. Nie planowałam kolejnej przerwy, ale to samo tak wyszło - wiesz, trochę mi się w życiu pokomplikowało, ale wychodzę na prostą, stąd też moja obecność tutaj :) Matury... Ten czas szybko leci, bo za kilka dni wyniki. Mogę zapytać, jak Ci poszło? :)
UsuńSpędziłam kilka dobrych godzin, by napisać ten odcinek i dopracować go na tyle, by móc go opublikować i bardzo doceniam Twoje słowa! Celowo pominęłam relację Marii, bo w najbliższych odcinkach jej przemyśleń będzie naprawdę sporo. A czy będzie ciekawe - cóż, sama to ocenisz przy kolejnym rozdziale! :)
Widzisz, nie wszystko można zaplanować. Nie mam pojęcia jak mi poszło i z każdym dniem zaczynam się coraz bardziej denerwować, dlatego uciekam w świat fantazji, by nie oszaleć i nie oderwać się od rzeczywistości.
UsuńNie mogę się doczekać :)
KRÓTKO!! ale za to pięknie<3 nie mogę się doczekać następnego odcinka. Czego to ludzie nie zrobią dla kasy...Taki człowiek to nie przyjaciel.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, pisz szybciutko bo jestem ciekawa ;)
Natalie(feelitall.blog.onet.pl)
Dziękuję, dziękuję, dziękuję za miłe słowa! ♥ Nie chcę zapeszać, ale pisanie rozdziału idzie mi zaskakująco dobrze, więc pewnie zaraz po weekendzie coś nowego się tutaj pojawi! :)
UsuńJa wiedziałam, no wiedziałam, że... eh, no kujde.
OdpowiedzUsuńTak sobie teraz wyobrażam całą pierwszą sceną i stwierdzam, że Maria musiała uznać Billa za wariata, kiedy się tak szaleńczo śmiał. To nie było normalne, tylko najważniejsze, że w miarę normalnie udało się Kaulitzowi wytłumaczyć Marii zaistniałą sytuację. Cieszę się, że w dość normalnie - jak na mężczyznę przystało - przyjął tę chwilę słabości w ich związku. Ponoć kłótnie sprawiają, że relacje między ludzie są bardziej zażyłe, a ukochani zakochują się w sobie jeszcze bardziej, tym samym budując większe zaufanie wokół swojej dwójki. Choć nie powiem, ciekawi mnie wizyta kuzynki Billa u nich. Eh, tak, jak ma się wszystko wyjaśnić, to niech robi to szybko i najlepiej w jednym ciągu. Cóż, tajemnica Olivii nie mogła pozostać długo sekretem. Tylko szkoda, że wyszło to nie w takich okolicznościach jak powinno. Niedobrze, źle, bardzo niedobrze.
Wiem, stać mnie na jakiś bardziej konstruktywny komentarz, ale czas mnie tak goni, a ja mam jeszcze tyle do nadrabiania, że już mnie głowa od tego boli.. Więc przepraszam, następnym razem postaram się o wiele bardziej.
Dużo weny Ci życzę i czekam na ciąg dalszy! :3
Bo mój Bill to taki mały wariat :-) Jeszcze zaskoczy, zaszokuje i wkurzy Cię nie raz. A co do kłótni i tego, że scalają związek - spotkałam się z czymś takim wśród znajomych, więc pewnie coś w tym jest. Mówią, że prawdziwa miłość wszystko wybaczy i faktycznie, niektórzy ludzie konsekwentnie się tego trzymają.
UsuńZdecydowanie tak, Olivia powinna sama powiedzieć o wszystkim Marii, a tak bidulka musiała dowiadywać się od osób trzecich. Najgorsze jest właśnie to, kiedy bliska nam osoba jest jednocześnie naszym przyjacielem/kochankiem/partnerem i wrogiem. Najgorsze połączenie świata,..
Kochana, jakość Twoich komentarzy zawsze jest na wysokim poziomie, więc nie masz się czym martwić :)
Buźka!
krótko i mój komentarz też krótki.
OdpowiedzUsuńLECE CZYTAĆ DALEJ!