wtorek, 7 lipca 2015

Rozdział dwudziesty trzeci

Siedziała skulona na kanapie, a łzy ograniczały jej pole widzenia, tworząc czarne strużki na jej zaczerwienionych i piekących policzkach. Obserwowała – nie mogąc zrobić praktycznie nic, by go zatrzymać – jak w popłochu pakuje resztkę swoich rzeczy do sportowej torby i nie posyłając jej ani jednego spojrzenia, wychodzi z mieszkania. Wybiegła nawet za nim, krzycząc i próbując zwrócić jego uwagę, jednak bez skutku. Nawet jej groźba o tym, że coś sobie zrobi nie przekonała go do zmiany decyzji i już po chwili zniknął we wnętrzu windy. Odszedł. Zostawił ją samą, w dodatku z dzieckiem. Zostawił ją kompletnie rozbitą. Płacze i tęskni. Tęskni i płacze. Zatacza błędne koło w swojej miłosnej żałobie i kiedy znów chce płakać, budzi się.

Brutalnie wyrwana ze snu przez donośny dzwonek budzika przewróciła się z boku na bok. Zaspanym spojrzeniem omiotła sypialnię, przejeżdżając dłonią po pustym, pozbawionym jego obecności miejscu tuż obok niej. Uśmiechnęła się lekko, kiedy do jej uszu doszedł dźwięk puszczonej wody, co oznaczało tyle, że Bill właśnie brał prysznic, choć tak naprawdę był to wytwór jej wyobraźni. Powoli wstała z łóżka i swoje kroki skierowała prosto do łazienki, by zrobić mu niespodziankę, jednak po naciśnięciu klamki niemiło się rozczarowała.

- Bill? Wstałeś już? – Minęła pusty salon i równie pustą kuchnię. Zajrzała też do garderoby, jednak i tam go nie było.

Wróciwszy do salonu, rozejrzała się badawczo, bo coś jej nie pasowało. Mogłaby przysiąc, że jeszcze wczoraj na środku pokoju znajdowały się jego walizki, a teraz po prostu ich nie było. Przysiadła na skraju kanapy i już chciała do niego dzwonić z zapytaniem, gdzie jest, kiedy bolesna prawda o jego nieobecności postanowiła o sobie przypomnieć. To, co jeszcze przed chwilą wydawało jej się tylko złym snem, teraz stało się najprawdziwszą prawdą. Bill naprawdę odszedł i naprawdę zostawił ją samą sobie – bez żadnego słowa, bez żadnej wskazówki, bez pożegnania. Do tego uświadomiła sobie, że w nocy, kiedy ona spała, Wokalista musiał wrócić do mieszkania, by zabrać swoje rzeczy i Pumbę. 

Ale zabrał nie tylko walizki i torby, które spakował na trasę. Zabrał nie tylko psa, bez obecności którego nie wyobrażał sobie egzystencji w tourbusie. Zabrał także jej serce, boleśnie wyrywając je z klatki piersiowej, by wyrzucić je gdzieś daleko.

Zapłakana wróciła do łóżka, jednak nie na długo. Zewsząd dochodzący do jej nozdrzy zapach Billa, który tak uwielbiała, teraz działał na nią niczym płachta na byka. W przypływie agresji skopała całą kołdrę z siebie, a poduszką rzuciła w przeciwległą ścianę, strącając tym samym wazon z bukietem czerwonych róż, które od niego dostała. Na przemian krzycząc i płacząc, próbowała ściągnąć poszewkę z kołdry i kiedy już jej się to udało, z uśmiechem satysfakcji i triumfu na ustach, spakowała przesiąknięty jego zapachem materiał do worka na śmieci i wystawiła go na klatkę schodową. Podobnie zrobiła ze wszystkimi jego rzeczami, które do granic możliwości tak bardzo nim pachniały.

Godzinę później tuliła wyrzuconą w przypływie chwili poszewkę, delektując się namiastką jego, która jej ostała.

*

Noc spędził w studio, na niewygodnej pryczy, gdzie jeszcze kilkanaście godzin temu uprawiali namiętny seks. Wspomnienia i wyrzuty sumienia wracały do niego jak bumerang – średnio raz na godzinę – ale miał na nie swój niezawodny sposób. Nie zastanawiał się długo nad konsekwencjami swojego czynu, ani nad tym, że jutro ruszają w trasę. W środku nocy, kiedy nie potrafił sobie poradzić z morzem emocji, wyruszył w samotną podróż do sklepu, by pojednać się z dawno nie widzianym kumplem. Sprzedawczyni patrzyła na niego dziwnym wzrokiem, jakby zaraz miała zadzwonić z tą nowiną do redakcji Bilda, ale miał to głęboko gdzieś. Nie zważał też na swoje wcześniejsze problemy z alkoholem i po prostu zakupił kilka butelek taniego wina, by móc się nim upodlić i zapomnieć o otaczającym świecie. Za każdym razem, kiedy w jego żyłach płynęła większa dawka procentów, czuł się lżejszy i szczęśliwszy, bo wszystkie jego problemy się chowały, a on czuł ten cudowny, poalkoholowy stan nieważkości.  

Tym razem było identycznie. Spił się prawie do nieprzytomności, nie pamiętając, w jaki sposób dotarł do studia. Obudził się przez hałasy zza okna, jakie dochodziły jego uszu i kiedy wstał z łóżka, znowu czuł na sobie ciężar problemów. Westchnął głośno, mając nadzieję, że reszta zespołu jeszcze nie dotarła i jakież było jego zdziwienie, gdy w drodze do łazienki natknął się na Toma.

- Możesz mi, kurwa, powiedzieć, w co ty grasz? I czemu śmierdzisz, jakbyś spędził noc w gorzelni? – Gitarzysta zbliżył się do niego, a Bill momentalnie wstrzymał oddech. Cofnął się w obawie przed gwałtowną reakcją bliźniaka, ale ten kontynuował: - Kurwa, no nie. Nie mów mi, że znów… O kurwa.

- Ciszej. Nie widzisz, że dopiero wstałem? – Bill ziewnął ostentacyjnie i podrapał się po brodzie, udając, że nie wie, o czym mówił do niego Tom. Doskonale zdawał sobie sprawę, że jego brat nie jest głupi, a on sam pluł sobie w brodę, że po prostu go nie wyminął i nie zamknął się w toalecie.

- To z my z mamą na głowie stawaliśmy, żeby wyciągnąć cię z tego bagna, a ty znów schlałeś się jak świnia?! Gówno mnie to powinno obchodzić, ale krew mnie zalewa, kiedy widzę, że znów się staczasz! I w dodatku jesteś takim debilem, że zostawiłeś Marię w ciąży… Kumasz to?! W ciąży!

Podniesiony ton głosu Toma nie robił na nim wrażenia. Aż nader dobrze znał to oblicze bliźniaka i po latach kłótni był odporny na jego słowne zaczepki i monologi. Uwielbiał za to patrzeć, jak swoją ignorancją doprowadza go do białej gorączki, co i tym razem mu się udało bez większego wysiłku.

- Skończyłeś? – Mruknął znudzony, nie przewidując gwałtowności ze strony bruneta, który swoim ciałem przygniótł go do ściany i syknął:

- Jeżeli, kurwa, myślisz, że pozwolę ci spierdolić życie tej dziewczynie, to się mylisz. Mnie prawie serce pękło, gdy musiałem słuchać, jak płacze do słuchawki, więc nie udawaj, że cię to nie rusza!

- Nie rusza. – Odpowiedział pewnie, choć miał wrażenie, że głos mu drży. Wpatrywał się w wściekle czarne tęczówki brata, a po kilku sekundach poczuł pieczenie na policzku.

- Widzisz, Bill… Nigdy nie zapomnę tego, jak mówiłeś, że nie za żadne skarby świata nie dopuścisz, by twoje dziecko zostało bez ojca, tak jak zostaliśmy my. A teraz robisz dokładnie to, co ten skurwiel. – Tom puścił jego bolące ramię i odszedł, nie czekając nawet na kontratak.

Po chwili zniknął w jednym ze studyjnych pomieszczeń, zostawiając go z mętlikiem w głowie. Nie czekając na przybycie Georga i Gustava, wrócił na moment do saloniku i zabrał z niego ostatnie dwie butelki alkoholowego trunku i resztę papierosów, jakie mu zostały. Upewnił się, że nikt go nie widział, po czym zaszył się na najwyższej kondygnacji pomieszczenia. Zaszył się w miejscu, w którym nikt nie powinien go szukać, a w którym był w stanie odnaleźć wewnętrzny spokój.  

*

Minął tydzień, a może aż tydzień, odkąd ich zostawił. Sto sześćdziesiąt osiem długich godzin bez ani jednego słowa. Siedem koszmarnych nocy, podczas których na zmianę płakała i nasłuchiwała jego powrotu, choć dobrze wiedziała, że to nierealne. Tak samo było teraz, kiedy leżała wtulona w tę samą poduszkę, którą przecież chciała wyrzucić, przesiąkniętą jego zapachem – tak intensywnym, jakby dopiero co wstał z łóżka. Czyjeś kroki wypełniające grobową ciszę i przekluczany zamek w drzwiach spowodowały u niej nagły przypływ energii i chęci do życia. Szybkim ruchem otarła mokrą od łez twarz, by go nie wystraszyć i ruszyła w kierunku źródła hałasu, ale osoba, którą zobaczyła w progu, nie była Billem, a jej serce – kolejny raz – rozbiło się na kawałki.

- Ria, to ty. – Szepnęła słabym głosem, odwracając twarz.

Nie chciała, by ktokolwiek widział jej łzy rozpaczy, ale było już za późno. Brunetka podeszła do niej i mocno ją przytuliła, i mimo, że to nie były jego ramiona, po raz pierwszy od kilku dni poczuła ulgę. Ulgę, której naprawdę potrzebowała.

- Nie pojechałaś w trasę?

- Pojechałam, ale po koncercie w Brukseli wróciłam, by mieć na ciebie oko. – Ria posłała jej ciepły uśmiech i pogładziła ją po plecach, by swoją obecnością dodać dziewczynie otuchy. – Jadłaś ty coś w ogóle? Tak myślałam. Daj mi chwilę, a ja coś przygotuję.

- Jasne. – Rzuciła niby od niechcenia. – Pójdę do siebie, dobrze?

- Pewnie, przyniosę ci kolację do łóżka.

Z jeszcze większą pustką w sercu wróciła do sypialni, która miała być ich wspólną ostoją, swojego rodzaju ucieczką przed światem i codziennością, a teraz była w niej całkiem sama. Sama ze swoimi myślami, bolącym sercem i przytłaczającą pustką. Nie mogła dłużej tu zostać. Zbyt dużo pięknych i zarazem bolesnych wspomnień wiązało się z tym mieszkaniem, a poza tym – musiała wynieść się wcześniej, by nie trafić na Billa. Tego na pewno by nie wytrzymała. Przecież już i tak była psychicznym wrakiem… Oparła się o parapet okna, z którego nie raz podziwiali Berlin nocą. Zazwyczaj siedziała na tym niewygodnym kawałku drewna, a on stał między jej nogami. Popijali wino, śmiali się i rozmawiali o pierdołach dnia codziennego. Czasami też całowali się namiętnie, spragnieni siebie po całym dniu samotności, a czasami najzwyczajniej w świecie milczeli, wpatrując się w zasypiające miasto. Uśmiechnęła się lekko do swoich wspomnień, po czym zsunęła roletę, by stworzyć jeszcze bardziej melancholijny nastrój. W drodze do łóżka minęła komodę z kilkoma pustymi już ramkami, bo zdjęcia, które w nich się znajdowały, doprowadzały ją do płaczu za każdym razem, kiedy na nie spoglądała.

- Mogę? – Ciche pukanie do drzwi wyrwało ją z kolejnej fali rozmyśleń i wspomnień, której mimowolnie się poddawała.

Mętnym wzrokiem spojrzała na stojącą w progu dziewczynę i skinęła głową, by weszła. Wbrew pozorom, obecność Rii znaczyła dla niej naprawdę dużo i tym bardziej była jej wdzięczna, że znalazła dla niej czas, który przecież mogła poświęcić Tomowi, by wspierać go w trakcie trasy.

- Zrobiłam coś z niczego i mam nadzieję, że będzie ci smakować. – Kobieta uśmiechnęła się i podała Marii talerz z przepysznie wyglądającym makaronem. Po chwili przysiadła na brzegu łóżka, zawieszając wzrok gdzieś na ścianie i cichym głosem rzekła: - Mari, musisz dać mu czas… To dla niego całkiem nowa sytuacja.

To dla niego całkiem nowa sytuacja…

Maria wybuchła gniewem, nie hamując swoich łez. Spodziewała się, że Ria – prędzej czy później – zacznie rozmowę na ten temat, ale nie spodziewała się, że zacznie bronić i usprawiedliwiać jego zachowanie. Nie na taką pomoc liczyła i czuła się odarta z resztek nadziei, że dziewczyna przyjechała tutaj dla niej, a nie dla tego, by ugrać coś dla Billa.

- A myślisz, że dla mnie to co? No tak, bo ja średnio raz na rok zachodzę w ciążę z tchórzem!

- Musisz być silna dla waszego dziecka, słyszysz? Nie możesz się poddać!

Nie wierzyła własnym uszom. Od tygodnia w jej słowniku nie istniało słowo wasze i wszystkie jego pochodne. Od tygodnia była ona i był on, bo tak wybrał, tak zdecydował, nie uwzględniając ich w swoim życiu. Przymknęła pieczące powieki, układając w myślach to, co chciała powiedzieć Rii. Nabrała powietrze w płuca i szepnęła:

- Czy ty siebie słyszysz? Jakiego naszego dziecka? Od tygodnia jestem ja i moje maleństwo, bo on bez słowa odszedł, rozumiesz? Pewnie, że nie rozumiesz. – Głos jej drżał, a świeże łzy spływały drogą swoich poprzedniczek – od policzków, przez brodę, aż po szyję, kończąc swój żywot na materiale jej bawełnianej koszulki.

Ria milczała, zastanawiając się nad pytaniem Marii. Faktycznie, nie rozumiała tej sytuacji, bo odkąd tworzyła parę z Tomem, byli szczęśliwi. Oczywiście, miewali większe lub mniejsze sprzeczki czy kłótnie, ale Gitarzysta nigdy jej nie zawiódł i zawsze był po jej stronie, cokolwiek złego by się nie działo. Patrząc na szlochającą Marię, sama miała ochotę się rozpłakać, ale nie mogła. Tłumiła w sobie emocje, choć serce pękało jej za każdym razem, gdy dziewczyna mówiła o Billu, uwewnętrzniając swój ból. Nie czekając ani chwili dłużej przytuliła do siebie roztrzęsioną blondynkę, odgarniając z jej twarzy kosmyki przyklejonych do czoła włosów.

- Cśśś, wszystko będzie dobrze. – Zniżyła głos, kołysząc ją w swoich ramionach i kiedy już myślała, że zmęczona wrażeniami Maria zasnęła, ciszę panującą w sypialni wypełnił jej wciąż nienaturalnie drżący głos:

- Czasami zastanawiam się, czy kiedykolwiek byłam dla niego ważna… Bo tak nie zachowuje się mężczyzna, który szczerze kocha, czyż nie? – Mruknęła niewyraźnie, ściskając w piąstkach rąbek jej bluzki. – Masz cholerne szczęście, bo Tom jest wpatrzony w ciebie jak w obrazek, a ja… Cóż, było, minęło, a teraz jestem już bezużyteczna. – Westchnęła, mocniej wtulając się w ciało brunetki, której łzy, mimowolnie, ciekły po policzkach. – Tylko szkoda, że to tak cholernie boli. Z każdym oddechem boli bardziej, bo oddycham tym samym powietrzem, którym on oddychał. Każdy krok wypala na mojej skórze niewidzialny ślad, bo jeszcze niedawno on tędy chodził… Nawet nie wiesz, jaki ból sprawia mi spanie w jego łóżku, ale widocznie jestem masochistką, bo uwielbiam ten ból. – Maria uśmiechnęła się, choć był to jeden z  najbardziej bolesnych uśmiechów w jej życiu, po czym osunęła się na łóżko.

Ria nachyliła się nad nią i otarła jej mokrą od łez twarz, a potem poprawiła zmąconą poduszkę i okryła ją kołdrą, by przypadkiem nie zmarzła. Ucałowała jej czoło i kiedy już miała wychodzić, by zdrzemnąć się na kanapie, usłyszała naprawdę cichutkie dobranoc. Nie odpowiedziała, by nie zbudzić na wpół śpiącej dziewczyny i ostrożnie wyszła z pokoju, bo sama padała już z nóg. Tuż przed snem napisała jeszcze wiadomość do Toma, życząc mu dobrej nocy i wtuliła się w miękką poduszkę, odpływając do krainy Morfeusza. 

18 komentarzy:

  1. Błagam jeszcze! Wchodzę tu co godzinę z nadzieją, że coś wrzuciłaś. Jestem psychiczna, prawda?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jejku, naprawdę? I wcale nie jesteś psychiczna! ♥
      A o nowościach informuję na grupie, ale jeśli tam nie zaglądasz, to mogę robić to w inny sposób, tylko daj mi znać! :*

      Usuń
    2. Nie mam pojęcia o grupie. Mogę prosić o namiar? Zaglądam tu regularnie i się uzależniłam od stylu w jakim piszesz <3!

      Usuń
    3. Bardzo mi miło! ♥
      I łap linka - klik - żebyś była na bieżąco również z innymi świetnymi historiami :)

      Usuń
  2. Jestem taka szczęśliwa, że odcinki są tak szybko publikowane, że sobie nie wyobrażasz :) jestem tak niecierpliwa, że działa to na mnie zbawiennie.
    Co ja mogę o tym napisać? Za każdym razem, gdy czytam Twoje opowiadanie jestem w innym świecie.Mam nadzieję, że Bill wróci i zachowa się jak facet a nie tchórz. Bo oni są dla siebie stworzeni, więc proszę tu niech się godzą i niańczą maluszka.
    Pozdrawiam, czekam, będę zawsze ;*
    Natalie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Póki mm wenę, to piszę na zapas, ale miałam takie okresy - jak możesz zauważyć przy starszych rozdziałach - że przerwa wynosiła dwa miesiące, bo kompletnie nie wiedziałam, jak zabrać się za pisanie. Nie mówiąc o tym, że na drugim blogu wieje pustką od końca lutego...
      A na rozwikłanie zagadki, czy Bill wróci i jak zachowa się wobec nowej sytuacji musisz jeszcze poczekać ;) Póki co, mam zamiar skupić się bardziej na Marii i jej przeżyciach, ale w końcu nadejdzie ten moment, że wszystko się wyjaśni :D
      :*

      Usuń
    2. Poczekam w miarę cierpliwie, jeśli u mnie cierpliwość jest wgl możliwa ;p Ale doskonale Cię rozumiem, ja wróciłam do pisania po 5 latach, więc tam dopiero wiało pustką.
      Mam nadzieję, że przeżycia Marii będą się zmieniać na lepsze i wierzę, że Tom i Ria jej pomogą <3

      Usuń
    3. High five, też jestem niecierpliwa :D
      Wow, pięć lat to spory szmat czasu. Ja między tym opowiadaniem, a poprzednim wielowątkowym miałam trzy lata i żeby się wprawić, zaczynałam od jednoczęściówek. Teraz idzie już z górki. Gorzej z weną, bo ta to dopiero miewa humorki, bo albo jej nie ma, albo dopada mnie, gdy powinnam spać i tym sposobem siedzę po nocach i piszę w telefonie, by przypadkiem nie zapomnieć dobrego wątku xD
      ♥ Oni są dla niej podporą, ale to nie ich potrzebuje. A czy pomogą? Od tego są przyjaciele i na pewno będą próbować :)

      Usuń
    4. U mnie było tak, że wstałam pewnego dnia i stwierdziłam, że czas wrócić do pisania. Też siedziałam pół nocy, jeszcze z wizją nadciągającej sesji i dziubdziałam odcinek :D Nie przepadam za jednoczęściówkami, bo szkoda mi, że tak szybko się kończą i, że nie ma kontynuacji.
      To trzymam kciuki, żeby humorzasta wena dawała Ci się wysypiać ale też, żeby pozwalała nam cieszyć się kolejnymi dawkami przygód Marii i Billa <3

      Usuń
  3. Jeśli ostatnio pisałam, że Kaulitz jest dupkiem, tak teraz jest dupkiem do sześcianu. Tydzień minął, a on nawet się nie odezwał?! Typowy facet XXI wieku... Pozazdrościć inteligencji... A potem będzie na kolanach do Marii wracać, jak zrozumie swój pieprzony błąd!
    Jak dobrze, że Mari ma Rię... Taka osoba to skarb, bo potrafiła zostawić faceta w trasie, by zająć się kimś, kto faktycznie potrzebuje pomocy. Z drugiej strony, musi mieć wielkie zaufanie do Toma, chociaż on to jest bardziej poukładany i ma więcej oleju w głowie niż braciszek, którego - gdybym mogła - kopnęła bym w tyłek, by się obudził. Eh, faceci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, coś czuję, że okaże się dupkiem do potęgi czwartej lub - o, zgrozo - piątej. Tak to z nim już jest, że nie pomyśli, zanim coś zrobi. Trafnie ujęłaś, że zachowuje się jak typowy facet naszego wieku, co jest przerażające. Naprawdę.
      Kiedyś to jednak było inaczej, lepiej, prawda? A teraz większość myśli, że jak zaliczą wpadkę z dziewczyną, to pozostaje im tylko brać dupę w troki i uciekać, a gdzie odpowiedzialność, no gdzie? Eh, faceci.

      Usuń
  4. Lzy mi sie same cisna do oczu jak pomysle jakim debilem okazal sie w tym swietlw Bill....no litosci,jak tak mozna ?! JAK ?!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety można, a on wcale nie wyciągnął wniosków ze swojego zachowania... Dziwak z niego i tyle, ale liczę, że w końcu się otrząśnie, bo swoimi idiotycznymi gierkami doprowadzi do utraty kobiety swojego życia.

      Usuń
  5. Do tego blogu pasuje Attention :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Martie, Kochana jesteś wielka! Kocham Cię za tę wspaniałą twórczość!
    Po tych dwóch ostatnich rozdziałach nie wiem od czego powinnam zacząć.
    Ale chyba od tego, że upłakałam się jak głupia ;). Co jest chyba u mnie normalne, bo zbyt często płacze przy czytaniu różnych historii. W Twoim przypadku było tak samo.
    Postawia Bill'a mnie zawiodła... Poczułam się podobnie jak Martie, jak gdyby ktoś wsadził mi nóż w serce. Lecz z taką różnicą, iż ona odczuła to jeszcze bardziej niż ja... Bill postąpił jak ostatni dupek i tchórz. Rozumiem, że był to dla niego szok. Chce to przemyśleć, oswoić się z tym bo jednak nie codziennie zostaje się ojcem. Ale wyprowadzka? W dodatku spakował się w nocy, gdy Mari spała. Uciekł, zatopił się z powrotem w alkohol i samotność. Szczerze powiedziawszy prędzej spodziewałam się tego po Tomie, który wykazał się o wiele większa odpowiedzialnością i dojrzałością, niż jego młodszy brat. Widocznie gitarzysta zrozumiał co to znaczy ''kochać kogoś.''
    A Bill? Romantyk, zakochany do szaleństwa, za miłość poszedłby do piekła i z powrotem, a zachował się jak zwykły gówniarz, a nie dorosły facet, który za swoje czyny powinien brać odpowiedzialność.
    Cieszyłam się, gdy stosunki Mari z matką się polepszyły. Cały fragment był naprawdę uroczy ;). Cieszyłam się z faktu, że Mari spodziewa się dziecka. Już widziałam radość Bill'a- której się spodziewałam- a tu bach! Taka przygnębiająca prawda... Nawet nie znam słów, które miałby opisać całą sytuację. Nie potrafię uskładać odpowiedniego zdania, moje myśli krążą mi w głowie chcąc wydostać się na światło dzienne, a mnie wydaje się, że każde zdanie to za mało.
    Polubiłam Rię praktycznie od razu. Miła, serdeczna, pomocna, ciepła. Cierpiałam wraz z nią i Tomem, gdy w ich życiu pojawiło się piekło... Strata dziecka była prawdziwą katastrofą dla nich. Ale ich miłość jest o wiele silniejsza i to dzięki niej powrócili do normalnego życia ;).
    Mari może liczyć na pomoc z ich strony, a sama Ria zapewne nie odstąpi jej na krok. Chociaż liczę na to, że Bill się opamięta, dojrzeje i postanowi stworzyć z ukochaną szczęśliwą rodzinę. Będzie dobrym partnerem i idealnym ojcem ;).
    Czekam na więcej Martie i życzę weny. Buziaki <3
    PS. Przepraszam, że pojawiłam się tak późno ;*.

    OdpowiedzUsuń
  7. Dawno mnie tu nie było, ale...
    O.moj.boże.
    Bill to tchórz, cholerny tchórz z próżnią zamiast mózgu. Zapatrzony w siebie egoista. Nie lubię go już.
    I tak mi szkoda Marii i maleństwa. Dobrze, że przynajmniej jest przy niej Ria.
    Uwielbiam twoje opowiadanie!

    OdpowiedzUsuń
  8. Myślałam, że mam dwa rozdziały u Ciebie do nadrobienia, a wychodzi na to, że tylko dwa albo aż dwa :D
    No cóż, stwierdzam, że jestem dokładnie tak samo wyprana z uczuć w realnym świecie jak Bill. Dokładnie to samo robię, kiedy coś złego się dzieję, w tej kwestii niczym się od niego nie różnię, I choć ludzie myślą, że o tym nie wiem, znam siebie pod tym względem doskonale. Ale jakaś cząstka mnie wierzy, że jeszcze zrozumie, że nie da jej, im tak szybko odejść, że oni nie będą tylko bladym wspomnieniem wspaniałej przeszłości, a zaraz podartym planem przyszłości. Nie wierzę w to, że nic nie zrobi. Każdy popełnia błędy, więc tym bardziej wierzę, iż doceni to, co miał i co właśnie w ułamku sekundy stracił. Gdzieś słyszałam, że miłość jest jak katar, na zarażenie wystarczy jeden dzień, zaś na wyleczenie tydzień i trzy pudełka chusteczek. Mam nadzieję, że Maria nie wpadnie na żaden irracjonalny pomysł, który właśnie przed chwilą zakwitł z mojej głowie. Ta miłość ich wyniszcza, ale właśnie przez to wierzą, jak bardzo im na sobie nawzajem zależy.

    OdpowiedzUsuń

  9. Bill to dupek! Jeżeli do nich nie wróci to skopie mu tyłek! :D
    miło z Rii strony, że przyszła ją odwiedzić.
    Ale Billowi nie popuszcze :D
    Lecę czytać dalej :D

    OdpowiedzUsuń

Drogi Czytelniku!

Będzie mi bardzo miło, jeśli po przeczytaniu rozdziału zostawisz swoją opinię!

Dziękuję! :-)