piątek, 14 sierpnia 2015

Rozdział dwudziesty czwarty



Dla Sylwii.
Za motywację i dobre słowo. ♥



Jeszcze niedawno podekscytowana była każdym, nawet najmniejszym kartonem, jaki pakowała w starym mieszkaniu, by przenieść je do ich wspólnego gniazdka. Jeszcze niedawno nie wyobrażała sobie dnia bez jego obecności, bez chwili czułości i zapomnienia w jego – wbrew pozorom – silnych ramionach. Jeszcze niedawno wciąż był obok niej, nie licząc jego pracy z zespołem i jej studiów, a teraz? Teraz czuła smutek, żal i rozgoryczenie. W asyście łez pakowała wszystkie swoje rzeczy, by nie pozostawić mu żadnej resztki siebie. Spakowała ulubiony kubek, nawet ten, który jemu podarowała. Spakowała dosłownie wszystko, co mogłoby mu o niej przypominać. Ona zaś nie mogła pozbyć się Billa ze swojego życia w stu procentach, bo pod jej sercem rozwijało się nowe życie, któremu dali wspólnie początek.

Mogła się tylko domyślać, jak będzie wyglądać. Oczami wyobraźni widziała chłopca o śniadej karnacji, pięknych, brązowych oczach i idealnie skrojonych wargach. Widziała też dziewczynkę z jej drobnym noskiem i uwydatnionymi kościami policzkowymi, ale i tak oboje byli jego małą kopią. To samo spojrzenie, uśmiech… Na samą myśl o podobieństwie jej małej iskierki do tego człowieka, coś ścisnęło ją w żołądku. Nie chciała, by ta mała istota go przypominała. Nie chciała cierpieć przez patrzenie na własne dziecko. Ostrożnie ułożyła dłoń na ledwo widocznym ciążowym brzuszku i delikatnie przejechała dłonią po wrażliwej skórze. Uśmiechnęła się szeroko, bo od zawsze wyczulona była na łaskotki w tej części ciała.

Po krótkiej przerwie wróciła do pakowania, bo to był jej ostatni dzień w tym mieszkaniu. Zbliżającą się noc i kilkadziesiąt kolejnych miała spędzić w domu rodzinnym, z którego wyprowadziła się ponad cztery lata temu. Musiała tam wrócić, nie miała innego wyjścia. Jeszcze nie była gotowa na pogodzenie się z Olivią, a tym bardziej na proszenie ją o jakąkolwiek pomoc. Pewnie i mogłaby wrócić na stare śmieci, ale nie chciała tego. Nie chciała, by Bill – gdyby jednak zmienił zdanie – ją tam znalazł, a wiedziała, że mieszkanie przy Friedrichstrasse byłoby pierwszym miejscem, do którego z pewnością by się udał.

Zajęta opisywaniem kartonów, nawet nie zauważyła, kiedy do wysprzątanego na błysk mieszkania weszła Elena. Przez chwilę przyglądała się córce smutnym wzrokiem i mimo, że nie poznała Billa osobiście, doskonale wiedziała, co zrobi, gdy będzie miała okazję spojrzeć mu w oczy. Pluła sobie w brodę, że tamtego feralnego dnia tak łatwo dała się spławić i nie było jej w momencie, gdy Maria naprawdę jej potrzebowała, ale obiecała sobie, że teraz dołoży wszelkich starań, by zapewnić jej wystarczającą ilość matczynej miłości.

- Gotowa? – Głos Eleny dobiegł jej uszu, a na swoim ramieniu poczuła jej ciepłą dłoń. Oderwała się od przekładania kartonowych pudeł, od których dziewczynie dwoiło i troiło się w oczach, a uśmiech sam pojawił się na jej ustach.

- Jeszcze dziesięć minut.  – Odpowiedziała z uśmiechem, choć tak naprawdę uśmiech ten był tylko przykrywką jej prawdziwych emocji, których nie mogła zdradzić przy Elenie. - Pomożesz mi ze znoszeniem?

- W żadnym wypadku nie będziesz nosić tych ciężkich pudeł. Karl i ja się tym zajmiemy.

Dziesięć minut później w ciszy obserwowała, jak Karl z Eleną wynoszą wszystko to, co zapakowała. Ostatni raz przeszła się po mieszkaniu i choć obiecała, że niczego po sobie nie zostawi, nie mogła opuścić tego miejsca bez słowa. W pośpiechu znalazła długopis i kartkę, nad którą uroniła kilka słonych łez, po czym zaczęła pisać:

Bill,
Gdybyś jednak zatęsknił za nami… Masz mój numer, o ile go nie usunąłeś.
A w kopercie… W kopercie znajdziesz zdjęcie USG.
M

Ostrożnie wsunęła kartkę pod kopertę oznaczoną jego imieniem i skierowała swoje kroki ku drzwiom wyjściowym. Przez kilka chwil stała w progu, a łzy płynęły po jej policzkach jedna za drugą. Starała się być silna, ale im bliżej zamknięciu drzwi była, tym bardziej się rozklejała. Po pięciu naprawdę długich minutach jednym, zdecydowanym ruchem zatrzasnęła drzwi, bo przeciąganie tego momentu i tak nie miało sensu. Bez niego nic nie miało sensu…

*

Z głową opartą o szybę samochodu, siedząc na tylnym siedzeniu, przemierzała kolejne kilometry w ciszy, a matka i ojczym co jakiś czas posyłali jej ukradkowe spojrzenia, i choć Elena zapewniała ją, że to żaden problem, by przez najbliższe tygodnie pomieszkała u nich, tak ze strony Karla wyczuwała dystans i niezadowolenie. Szczerze, nigdy nie czuła specjalnej więzi z tym człowiekiem, który na dobrą sprawę nie traktował jej jak członka jego rodziny. Dla Karla najważniejsza była i wciąż jest Emma, a ona jest tylko i aż córką Eleny, ewidentnym problemem. Kiedyś, kiedy chodziła do liceum, bardzo dosadnie dał jej do zrozumienia, że na jego pomoc i wsparcie nie ma co liczyć, a od tamtego incydentu ich relacja oziębiła się jeszcze bardziej.

Przymknęła z żalem powieki. Na samo wspomnienie tych bolesnych chwil miała ochotę płakać, chociaż i tak bardziej bolesne było dla niej to, że już za siedem miesięcy historia zatoczy koła i to jej córka lub syn wychowywać się będzie bez ojca. Kilka samotnych łez potoczyło się po jej policzkach, ale szybkim ruchem je otarła, by uniknąć nieprzyjemnych docinek ze strony mężczyzny. By zabić oganiającą ją nudę, wyciągnęła z torebki telefon, zamierając. Na wyświetlaczu migała koperta i czerwona słuchawka, co oznaczało kolejno nieodczytaną wiadomość i nieodebrane połączenie.

- Bill… – Szepnęła na tyle cicho, by nie zwrócić uwagi matki i z nadzieją otworzyła wiadomość, jednak po zobaczeniu nadawcy czar prysł, a jej serce zakuło boleśnie.


Olivia: Cześć… Wszystko w porządku?
Dzwoniłam, ale nie odebrałaś. Martwię się.
Od tygodnia nie pokazałaś się na zajęciach.
Proszę, daj znać, co słychać.


Na co ona liczyła? Że Bill tak nagle zadzwoni? Napisze? Odezwie się? Miała ochotę wybuchnąć śmiechem, bo jej naiwność z każdym dniem rosła, ale nic nie mogła poradzić na to, że tak desperacko wręcz oczekiwała jakiekolwiek znaku życia z jego strony. Długo wahała się, czy w ogóle powinna odpisać na wiadomość Livi, a kiedy już brała się za odpowiedź, nadszedł kolejny sms, również od dziewczyny.


Maria, proszę… Odezwij się do mnie.
Tęsknię…


Jej drobnym ciałem przeszło kilka dreszczy, kiedy uświadomiła sobie, ile czasu minęło od ich ostatniej rozmowy. Przygryzła nerwowo wargę, bijąc się z myślami. Z jednej strony nie była gotowa na pojednanie z dziewczyną, zaś z drugiej Olivia – zaraz po Billu – była jej najbliższa i nie chciała jej bezpowrotnie stracić. Przymknęła powieki, by kolejny raz się nie rozpłakać i wystukała na klawiaturze kilka słów:


Ja: Zadzwonię do Ciebie, gdy będę w domu.


Olivia: Jesteś z Billem w trasie? Zazdroszczę!
Pozdrów go ode mnie :)
I trzymam za słowo, że zadzwonisz.


Wstrzymała oddech, zaciskając dłonie w pięści. Już chciała napisać jej wszystko to, co w sobie tłumiła, ale to nie była rozmowa na telefon. O rozstaniu z Billem musiała powiedzieć jej prosto w oczy i doskonale wiedziała, że to nie będzie łatwa i przyjemna rozmowa, biorąc pod uwagę to, co dawno temu – jeszcze na początku jej znajomości z Billem – powiedziała Olivia.

Pamiętaj, że jeśli on cię skrzywdzi, ja skrzywdzę jego. Nie ważne, że jego fanki chciałyby mnie zamordować, ale nie pozwolę mu, żeby cię zawiódł.

Już to zrobił. Zawiódł ją w momencie, kiedy był jej najbardziej potrzebny. Po prostu odszedł, bez żadnego wytłumaczenia. Kilka razy próbowała do niego dzwonić, ale za każdym razem odrzucał połączenie, a kiedy znowu próbowała, jego komórka była poza zasięgiem. Od Toma wiedziała, że bez niej radził sobie całkiem dobrze, chociaż kiedy rozmawiali przez telefon, miała dziwne wrażenie, ze Gitarzysta coś przed nią ukrywa i nie jest do końca szczery. Jej kobieca intuicja podpowiadała, że z Billem dzieje się coś niedobrego, ale zarówno Tom jak i Ria kategorycznie temu zaprzeczali, twierdząc, że wszystko jest w porządku.

W porządku…

Od kiedy Bill z nią zerwał, nienawidziła tych dwóch słów. Każde jedno pocieczenie ze strony matki czy Rii zawierało w sobie te cholerne słowa, w które na początku naiwnie wierzyła. Wierzyła w to, że Bill wróci, przeprosi ją i wszystko będzie jak dawniej, ale z każdym kolejnym dniem bez niego nadzieja umierała, by pewnego dnia całkowicie zniknąć z jej życia. Straciła tę iskierkę, swojego rodzaju deskę ratunku przed lepszym jutrem. Straciła ją bezpowrotnie.

*

Siedział na skórzanym, miękkim fotelu, w swoim pokoju hotelowym, czekając na koncert. W jednej dłoni trzymał telefon, a w drugiej kieliszek pełen wina, którego po każdym opróżnieniu ponownie wypełniał czerwoną i słodką cieczą. Nie specjalnie krył się z tym, że od dłuższego czasu traktuje wino jako zamiennik wody czy innych płynów. Pił do śniadania, pił do obiadu i kolacji a także przed wyjściem na scenę. Z każdym kolejnym koncertem stawał się coraz bardziej cwany i przebiegły. Przechytrzył nawet Toma, któremu bez krzty wyrzutów sumienia wmawiał, że kolorowa puszka jest puszką napoju energetycznego, a tak naprawdę przelewał do niej to, co aktualnie trafiło w jego ręce. W stanie lekkiego upojenia występował przed ludźmi, którzy nawet w snach nie podejrzewaliby, że ich idol, ulubiony wokalista w ostatnim czasie częściej bywa pijany niż trzeźwy. Tak było i tym razem.

Po wcześniejszej wizycie w toalecie, z tępym uśmiechem przyklejonym do twarzy, wszedł do naprawdę ciasnej garderoby, zaciskając długie palce na niebiesko białej puszce. Tom rzucił mu niczego nie świadome spojrzenie i powrócił do brzdąkania na gitarze, skupiając na niej całą swoją uwagę. Georg z Gustavem zajęci byli ożywioną dyskusją, której temat wcale go nie interesował. Uśmiechnął się triumfalnie, bo jego pomysł kolejny raz przeszedł bez większego echa. Zdawał sobie sprawę, że gdyby Tom wiedział, jak dużo dziś wypił, pewnie zrobiłby mu awanturę, ale miał to gdzieś. Pił, kiedy miał ochotę, ale nawet jeśli jej nie miał, pił, by utopić w alkoholu swoje wyrzuty sumienia, które regularnie do niego wracały. Starał się tłamsić te wszystkie myśli w zarodku, ale im dłużej się nad nimi rozwodził, tym bardziej odczuwał pustkę, do której sam – swoją głupotą – doprowadził.

Pochmurne i burzowe chmury znowu zawisły nad jego głową, a chęć zadzwonienia do Marii rosła wprost proporcjonalnie wraz z ubytkiem wina w puszce. Z każdym samotnym dniem boleśnie zdawał sobie sprawę z błędu, jaki popełnił, ale nie miał w sobie tyle odwagi, by ten błąd naprawić. Ba, był święcie przekonany, że Maria go nienawidzi i nawet nie chciałaby go słuchać, ale jakiś impuls tchnął go, by jednak do niej zadzwonić. Niepostrzeżenie wyszedł z garderoby, swoje kroki kierując do toalety. Zamknął się w jednej z kabin i zastrzegł numer, po czym wybrał numer dziewczyny. 
Jego serce zaczęło bić jak oszalałe, a wielka gula niemal natychmiast podeszła mu do gardła. Sekundy między kolejnymi sygnałami ciągnęły się w nieskończoność, a on dygotał spazmatycznie, bojąc się tego, co wydarzy się za chwilę. W myślach już słyszał jej radosny głos i kiedy już myślał, że Maria nie odbierze, usłyszał ją.

- Tak, słucham? Halo? Jest tam ktoś? Halo?

Po ponad trzech tygodniach kompletnej ciszy odebrała połączenie, jednak nie brzmiała tak radośnie i optymistycznie jak wcześniej. Wstrzymał oddech, by przypadkiem nie zepsuć tej chwili i nie palnąć czegoś głupiego. Po kilku pytaniach bez odpowiedzi Maria zakończyła połączenie, a on przymknął z żalem powieki i wypuścił ze świstem nagromadzone w płucach powietrze. Osunął się po chłodniej ścianie kabiny, podkulając nogi pod brodę, a łzy – mimowolnie – zaczęły staczać się po zszarzałych i zapadniętych policzkach chłopaka. Szybkim ruchem otarł ślady swojej słabości i schował telefon do kieszeni. Zanim wyszedł z łazienki, opłukał twarz zimną wodą, a w przejściu minął jakąś kobietę z obsługi klubu, która posłała mu ciekawskie spojrzenie, na co Bill wzruszył tylko ramionami i wrócił do reszty zespołu, która nawet nie zauważyła jego nieobecności.

Z wyuczoną manierą i sztucznym uśmiechem przyklejonym do twarzy starał się tryskać pozytywną energią i zarażać nią innych, co robił już automatycznie, choć tak naprawdę w jego myślach wciąż rozbrzmiewał jej głos. Przez znaczną część wolnego czasu starał się zająć czymś swoje myśli, a potem rzucił się w wir przygotowań do kolejnego koncertu, by choć na chwilę zapomnieć o problemach.

15 komentarzy:

  1. Jejku, to takie smutne. Jak ona wyjeżdżała i w ogóle. Aż łezka zakręciła się w oku.

    Mam nadzieję, ze mimo wszystko się zejdą.

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak... Aż mnie coś ścisnęło w żołądku, kiedy czytałam odcinek przed publikacją, ale taka, niestety, jest kolej rzeczy. A czy się zejdą? Niech to będzie niespodzianką :)

      Usuń
  2. Na wstepie dziekuje za dedykacje ! To cholernie mile i tak jak pisalam,polecam sie na przyszlosc :*

    Tak bardzo szkoda mi Marii i tak bardzo wkurza mnie Bill,ktory zachowuje sie jak.....gowniarz. normalnie mam ochote nastrzelac mu po twarzy i zwzywac. Jak tak mozna,jak ?! Biedna....

    Eh.... mam nadzieje,ze ta historia zakonczy sie szczesliwie,ze Billowi wroca jaja i bedzie umial wziac odpowiedzialnosc za swoje czyny.

    Czekam na kolejny rozdzial i dalej pomagam motywacja :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie masz za co dziękować, Kochana :* Gdyby nie Ty, to ten odcinek by się nie pojawił! A Bill to gówniarz, masz rację. Niby dorosły, ale brak w nim choć krzty odpowiedzialności, co wydaje się dziwne, biorąc pod uwagę jego dzieciństwo... Ale kto wie, może wróci po rozum do głowy ;-)

      Usuń
  3. Jeszcze raz to napiszę: kocham Twoje opowiadanie! Masz ogromny talent, to co piszesz jest tak realne, tak lekkie i napełnione wrażliwością po same brzegi. Każde słowo jest tu odpowiednie, każde zdanie jest w pełni przemyślane. Rozdział mnie strasznie rozczulił, tak dobrze opisujesz emocje, że i mi zakręciła się łza w oku. Nie wyobrażasz sobie z jaką niecierpliwością będę czekać na kolejne odcinki, pisz proszę.
    Życzę dużo weny!
    Buziaki <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O Matko, dziękuję pięknie! Jezu, aż się wzruszyłam :')
      Z tym talentem to nie do końca się zgodzę, ale fakt - staram się przed publikacją wyłapać zbędne powtórzenia i dopracować wszystko tak, by i Wam się dobrze czytało ♥ Cieszę się, że to widać i raz jeszcze dziękuję za przemiłe słowa! <3

      Usuń
  4. Uf, jeszcze nie jako ostatnia ^^ Dzisiaj będzie tylko kilka słów posumowania, gdyż stwierdzam, że będą zawierać o wiele więcej niż moje niektóre monologi przy tym opowiadaniu...
    Powiadają, że to nadzieja ostatnia opuszcza człowieka - nieprawda. To wiara umiera jako ostatnia.
    Uciekanie przed swoimi wewnętrznymi lękami niczego nie zmieni, a popadanie w kolejne nie sprawi, że rzeczywistość ulegnie zmianie.
    Dużo weny Ci życzę i czekam na ciąg dalszy! :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, uwielbiam Twoje monolog, bo są idealnym dopełnieniem każdego odcinka, ale masz rację - to wiara umiera ostatnia, ale co zrobić, kiedy i ją stracimy? Pozostaje zaakceptować naszą sytuację i zacząć życie na nowo, jakkolwiek trudne by to nie było. I zapamiętam sobie przedostatnie zdanie, jest wyjątkowo prawdziwe.

      Usuń
  5. Bill to cholerny głos tchórz. Nie rozumiem, dlaczego można przekreślić kobietę, która się kocha tylko i wyłącznie dlatego że jest z nim w ciąży. Skoro ja kocha to powinien się cieszyć!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tu nie o samą ciążę chodzi, ale to nie zmienia faktu, że okropy tchórz z niego. Ale już niedługo wszystko się wyjaśni (a przynajmniej mam taką nadzieję :))

      Usuń
  6. W końcu mam czas na skomentowanie, bo przeczytałam już wcześniej i wiesz co? Nienawidzę Cię! Kiedy ta ich niemiła podróż się skończy, ja się pytam? No kiedy? Ehhh.... Tak bardzo mi szkoda Marii. Niczemu praktycznie nie zawiniła, a Kaulitz ma ją głęboko gdzieś, ale czuję, że chłopak powoli się "nawraca" na dobrą drogę i może się obudzi, zanim nie będzie już za późno.
    Buźka, czekam na więęęęcej! ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To już wiem od dawna ]:-D
      Już niedługo, już naprawdę jesteśmy blisko finału... Ale pozwól, że reszty nie skomentuję, bo jeszcze się wypaplam xD

      Usuń
  7. Nadrabiam zaległości! W końcu i one do mnie dotarły ;/ ;).
    Ale namieszałaś! Już nie wiem na kogo powinnam być wściekła, a kogo powinno mi być żal.
    Bill... od momentu, gdy zostawił biedną Marię znienawidziłam go. Ale po tym rozdziale coś się zmieniło... Zaczęłam go rozumieć w pewnym stopniu. Nie mam zamiaru go bronić, lecz... Nasz Bill jest jak mały chłopiec. Zagubiony wśród całego chaosu, który nie potrafi złapać tępa, które narzucił mu show-biznes. Wbrew pozorom jest sam, już nie wie komu powinien ufać. Jest Tom, wieź która ich łączy jest nierozerwalna, są braćmi, najbliższą rodziną. Ale nawet między nimi pojawiła się przepaść. Każdy z nich zajął się własnym życiem, ma własne problemy, a rozmawiają ze sobą tylko w studio. Mimo dorosłego wieku sam jeszcze potrzebuje opieki. Wiem, jestem tego pewna, że kocha Marię jak nigdy nikogo, ale sądzę, że wizja życia wraz z nią i potomkiem wśród blasku fleszy go przeraziła.
    W tym rozdziale przedstawiłaś nam idealnie zwykłe życie Billa Kaulitza. Który tak samo jest człowiekiem, ma uczucia, problemy, tak samo cierpi, traci i zyskuje. Pieniądze i sława to na pewno coś pięknego, możliwość spełniania marzeń i dawania radości innym tak samo, ale czasem człowiek biegnie do celu gubiąc po drodze samego siebie.
    A Maria? Cóż, sadzę iż ich miłość przetrwa najcięższa próbę czasu. Bill podejmie odpowiednią decyzję, a ona wciąż będzie na niego czekać. ;)
    Buziaki Kochana ;*. Czekam na ciąg dalszy <3 ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. W końcu skomentuje!
    Martie, jesteś niesamowita! :*
    Tak się wczuwam w to opowiadanie, że momentami mam wrażenie, że ja to Maria..
    Tylko na miłość Boską, błagam, nie każ nam tyle czekać na kolejne rozdziały!

    OdpowiedzUsuń
  9. Bill sam jest jak ten problem. Dlaczego się nie odezwał? totalny tchórz. kompletnie go nie rozumiem, pacan.
    ide dalej czytać :D

    OdpowiedzUsuń

Drogi Czytelniku!

Będzie mi bardzo miło, jeśli po przeczytaniu rozdziału zostawisz swoją opinię!

Dziękuję! :-)